Hasło “bach bach, Karabach!” na dobre weszło do klasyki polskiej piłki. Wczoraj było podniośle, o Henryku Reymanie, wiślackiej legendzie. Dziś, dla równowagi, o wiślackim eurowpierdolu z pasterzami. Dokładnie pięć lat temu Wisła Kraków przegrała pierwszy mecz 3. rundy eliminacji Ligi Europy z Karabachem Agdam. W rewanżu było jeszcze gorzej.
Żeby było zabawniej w Krakowie bramkę dla – olaboga – trzeciej drużyny ligi azerskiej zdobył facet, który kilkanaście sekund wcześniej wszedł na boisko. W doliczonym czasie gry z kolei rzutu karnego, podyktowanego za faul na Patryku Małeckim, nie wykorzystał Maciej Żurawski. Same nieszczęścia. Niestety, w rewanżu wcale nie było lepiej.
Na Zakaukaziu Wisła męczyła się niemiłosiernie. Mówiąc wprost: była po prostu gorszą drużyną, mającą gorszych piłkarzy. Biała Gwiazda grała tylko do straty pierwszej bramki, a później położyła lagę i dmuchała Azerom w skrzydła. Po przegranej 2:3 na terenie przeciwnika Wisła zapisała się w historii jako pierwszy polski klub, który odpadł z europejskich pucharów w rywalizacji z zespołem ligi azerskiej. Gospodarze wygrywali 3:0, a bramki Boguskiego i Brożka były tylko złagodzeniem rozmiarów kompromitacji.
Miliony złotych wydane na letnie transfery, wizyta Bogusława Cupiała w Azerbejdżanie. Nic, naprawdę nic nie pomogło. Nie wierzycie? Rzućcie okiem. Klasyka.