Każdy, kto choć trochę interesuje się naszą rodzimą kopaną, słyszał zapewne, że w tej kolejce Ekstraklasy byliśmy świadkami całkiem kozackiej akcji. Lech Poznań w doliczonym czasie gry rozklepał Lechię prawie tak efektownie, jak Barcelona regularnie klepie ogórków w lidze hiszpańskiej. Może trochę przeszarżowaliśmy z porównaniem, ale wszystko dlatego, że trzeba doceniać takie akcje w wykonaniu polskich drużyn, bo – delikatnie rzecz ujmując – nie oglądamy ich zbyt często.
Ten laurkowy wstęp był konieczny również dlatego, że nie chcemy byście odnieśli wrażenie, że staramy się deprecjonować rozegranie poznaniaków. Broń Boże, nic z tych rzeczy. Nie zmienia to jednak faktu, że po wielokrotnym obejrzeniu tej akcji, cały czas zastanawiamy się nad zachowaniem piłkarza Lechii, Daniela Łukasika. Obecnie rozważamy trzy hipotezy.
Pierwsza: Łukasik, który w każdy meczu już po kwadransie wygląda mniej więcej tak, jakby rano przebiegł Runmageddon, w końcówce sobotniego meczu był naprawdę tak wypompowany, że nie był w stanie lepiej zachować się w tej sytuacji.
Druga: Łukasik nie docenił piłkarzy Lecha lub w ogóle nie zdawał sobie sprawy, że tę akcję można rozegrać w ten sposób, co jest o tyle prawdopodobne, że jeśli nas pamięć nie myli, to sam nigdy nie brał udziału w podobnej.
Trzecia: jest wręcz przeciwnie – Łukasik docenił poznaniaków i to do tego stopnia, że postanowił skwapliwie wykorzystać fakt, że ma najlepszą miejscówkę do podziwiania tej akcji. Zwróćcie uwagę na to w powtórce – jego głowa pracuje w podobny sposób jak makówki kibiców w trakcie długiej wymiany na kortach Wimbledonu.
Przypatrzcie się uważnie.
I co? Która z opcji jest waszym zdaniem najbardziej prawdopodobna? Różnych obiboków przerabialiśmy w tej lidze, ale zachowanie Łukasika w tej sytuacji to wyjątkowy miks pressingu a la Pączek Iwański i szaleńczego powrotu do defensywy, który był specjalnością Dalibora Stevanovicia. Miał trzy-cztery okazje, by przerwać akcje gospodarzy, ale nie podjął ani jednej dobrej decyzji. Co tam „dobrej” – Łukasik nie podjął praktycznie żadnej. Piłkarz Lechii nie ma najlepszej serii – nie dalej jak wczoraj pisaliśmy o jego trudnościach ze strzelaniem bramek, ale jak się okazuje ma on też poważniejsze problemy.
Daniel, jak chcesz pooglądać dobrą piłkę wybierz się do Barcelony i usiądź na trybunach jak człowiek. Termin znajdziesz, wszak Liga Mistrzów ci nie grozi, a i pensję masz taką, że cię stać.
Foto. FotoPyK