Podbeskidzie po raz czwarty z kolei (po porażkach w pucharze i lidze – 0:2, 1:4 i 0:3), posłużyło Legii wyłącznie za tło. Legioniści zagrali z rozmachem i na tyle skutecznie, że w 46. minucie, przy prowadzeniu 3:0, z boiska mogli zejść Guilherme oraz Nikolić. Świetna informacja jest taka, że ten drugi nie potrzebował wiele czasu, by znów dowieść, że jest napastnikiem z prawdziwego zdarzenia. A kolejne starania bielszczan, próbujących zatrzeć złe wrażenie po przerwie, idealnie podsumował… Michał Żyro. Strzałem w okienko.
Do wydarzenia właściwie bez precedensu doszło już przy okazji przedmeczowego wywiadu, w którym Henning Berg przytaknął nam, że interesuje się Ekstraklasą tak, jak my tajwańskimi mistrzostwami ping-ponga i jeszcze na dwa dni przed meczem nie miał pojęcia, że Podbeskidzie wymieniło w przerwie letniej pół składu. „W piątek jeszcze nie wiedziałem zbyt wiele, teraz już wiem” – przytaknął głosem szóstoklasisty przyłapanego na oglądaniu świerszczyków pod ławką. No, ale później zaczęło się granie i to co wiedział Berg, a czego nie wiedział, bardzo szybko przestało się liczyć.
Kibice z Żylety najpierw dali znać, że siedem goli strzelonych Śląskowi, a potem Rumunom udobruchało ich na tyle, żeby zapomnieć o tym, co było. A o resztę skutecznie zadbał już Jaroch. Różne widzieliśmy samobóje. Bywają pechowe, których trudno uniknąć, bywają takie, które w zasadzie nie mają znaczenia, bo i tak – gdyby nie autor swojaka – to ktoś inny trafiłby w tej sytuacji do siatki. No i bywają takie jak ten Jarocha, czyli samobóje, które trudno zrozumieć. Chwaliliśmy tego chłopaka za występ w pierwszej kolejce, ale co zrobił w trzeciej minucie, nie potrafimy odgadnąć. Co mu przyszło do głowy, że wbił tę piłkę prosto do siatki?
Legia generalnie ruszyła z impetem – na tyle mocno, że mecz skończył się już w pierwszej połowie. W ciągu kwadransa miała trzy okazje bramkowe, atakując przynajmniej taką samą liczbą piłkarzy, co bronili bielszczanie. W statystykach strzałów nie było tego widać zupełnie, Podbeskidzie miało nawet swoje momenty, ale mniej więcej po 30 minutach przestało to mieć już jakiekolwiek znaczenie. Dokładnie w chwili, w której Nikolić udowodnił to, co zobaczyliśmy na inaugurację ze Śląskiem – czyli że ma świetne, pewne wykończenie, charakteryzujące poważnych napastników. Przyjechał z Węgier i na razie się bawi – strzelając cztery gole w trzech kolejnych spotkaniach.
Jak pisaliśmy – mecz skończył się szybciej niż należało się tego spodziewać. Jednak wspomnijmy jeszcze o Prijoviciu, który może nie wygląda jakby miał strzelać tak, jak Nikolić, ale bezsprzecznie ma jeden atut, z którego potrafi korzystać. Ten atut to wzrost. Bywały momenty, kiedy Krystian Nowak biegał wokół niego bezradnie, jakby wychodził z założenia, że zamiast przeskoczyć, łatwiej go obejść – i raz prawie skończyło się bramką. Trzeci gol to też w ogromnej mierze zasługa Szwajcara.
Podbeskidzie, nie mając już zupełnie nic do stracenia, próbowało coś zdziałać – najpierw Demjan trafił w zewnętrzną część słupka. Później, gdy zaczęło się coraz śmielej przemieszczać pod bramkę Kuciaka, Słowak przypomniał sobie jak bronił w swoich najlepszych momentach i dwukrotnie ratował Legię efektownymi paradami. A na koniec Michał „Dear friends. I hope you are well” Żyro dał sygnał, że zamiast wysyłać maile, w jego sprawie więcej można zdziałać płytami – właśnie z tego spotkania.
Tylko uwaga, bo na podstawie tego spotkania mogą chcieć kupić więcej niż jednego.
PS. Osobny akapit, na deser, musimy poświęcić osobie Macieja Korzyma, który już nie tylko nie gra w Podbeskidziu, ale nie mieści się nawet na ławce. Za nami dwie kolejki ligowe, a zawodnik kreowany na jednego z liderów (i adekwatnie do tego opłacany, jak na warunki Podbeskidzia – dwa razy za dobrze) nie pojawił się jeszcze w kadrze meczowej. Zrozumielibyśmy, gdyby ta pękała w szwach od natłoku świetnych piłkarzy, ale przecież nie – w ataku gra Robert Demjan, a na ławce siedzi Mateusz Szczepaniak. Biliśmy na alarm od pierwszej chwili – to nie skończy się dobrze. Wtedy wszyscy pisali: „stać ich, niech płacą! Co wam do tego? Będzie robił atmosferę, Podbeskidziu potrzebny ktoś taki”. Kubicki najwyraźniej tego nie kupił. Teraz nadzieja w tym, że prezes Borecki wkrótce obrazi się na kolejnego trenera i zatrudni takiego, który wszystkim – włącznie z Korzymem – da czystą kartę.
Po dzisiejszym 0:5 trudno to zresztą wykluczyć.