To dopiero początek sezonu, nie ma co wysnuwać zbyt daleko idących wniosków, ale jednak: pierwsze rundy europejskich pucharów to zawsze pouczające lekcje. Możemy się na własne oczy przekonać, jak wygląda futbol w egzotycznych miejscach, o których nie słyszano ani w Manchesterze, ani w Madrycie. Możemy na własne oczy spróbować określenia siły danej ligi na tle rywali. Oczywiście, to nigdy nie będzie do końca miarodajne, ale jednak – kraj, który wprowadza do faz grupowych trzy czy cztery zespoły, jakkolwiek łatwych rywali nie mieliby na swojej drodze, jest w oczywisty sposób silniejszy od tego, gdzie cała stawka odpadła na pierwszej przeszkodzie.
Przede wszystkim jednak – te pierwsze fazy eliminacyjne mogą nam pokazać rozwój, drogę, jaką przebył futbol na krańcach kontynentu. Jak to się stało, że azerskie zespoły regularnie łojone przez Polaków w latach dziewięćdziesiątych, teraz stawiają ciężkie warunki rywalom z teoretycznie silniejszych rejonów? Dlaczego zespoły z Kazachstanu to już nie amatorskie drużynki parafialne, ale dobrze zorganizowane kluby z ambicjami?
Po trzydniowym maratonie z europejskimi pucharami postanowiliśmy wyselekcjonować kraje „na fali” i zdecydowanie „pod formą”. Te, które dość niespodziewanie wprowadził do dalszych faz swoich reprezentantów i te, których przedstawiciele zaliczyli klasyczne eurowpierdole. Potraktujcie to jako szybki przewodnik po mapie „Europy egzotycznej”.
NA FALI:
1. Kazachstan
Chyba największa „drużynowa” rewelacja tych eliminacji. Kazachstan, symbol beznadziei i szarości, wciąż ma bowiem w grze dwa zespoły, w dodatku te, które przeszły dalej, mają na rozkładzie naprawdę solidnych przeciwników. Zacznijmy od Ligi Mistrzów, gdzie FC Astana wylosowała w teorii dość silny Maribor. W ubiegłym sezonie Słoweńcy remisowali w fazie grupowej Ligi Mistrzów z Chelsea, Sportingiem Lizbona i Schalke, dziś… pogoniła ich Astana. Mimo zwycięstwa w pierwszym meczu 1:0, reprezentant ligi Kazachstanu na własnym terenie szybko odrobił stratę, a następnie – gdy Słoweńcy wyrównali – potrafił zdobyć kolejne dwa gole dające awans. 3:2 w dwumeczu i podopieczni Stoilova mogą czekać na dwumecz z HJK Helsinki.
Inna niespodzianka z tego kraju? Kairat, w którym znakomitą robotę robi Vladimir Weiss. Dzięki rozsądnemu i konsekwentnie realizowanemu planowi budowy całego klubu, Kairat w tym sezonie odprawił z kwitkiem Crveną Zvezdę Belgrad (2:0 na Marakanie!), a następnie pokonał ormiański Alashkert. Na drodze do gwiazd stoi im już tylko Aberdeen i runda barażowa. Biorąc pod uwagę jak poukładał ten klub Weiss – kto wie, kto wie.
Stawkę uzupełnia Aktobe, które przegrało 0:1 w dwumeczu z Nomme Kaju oraz Ordabasy, które całkiem solidnie pokazały się w meczu z Beitarem Jerozolima. Klub z Izraela przesądził losy awansu dopiero u siebie, a i tak przez ostatnie dwadzieścia minut musiał drżeć – przy prowadzeniu 2:1 gościom z Kazachstanu wystarczył jeden gol, by awansować do kolejnej rundy.
Nieźle, jak na gości, którzy byli utożsamiani z kopaniem piłki na pastwiskach. Czasem bez uprzedniego usunięcia z nich owiec.
2. Cypr
W sumie wahaliśmy się, czy Cypr nadaje się do tego zestawienia. W miarę silna liga, pieniądze, które potrafią skusić nawet takich kozaków jak „nasz” Stilić. Doszliśmy jednak do wniosku, że na tle ich kryzysu z ostatnich lat, warto zauważyć możliwy powrót lat „tłustych”. Przypomnijmy kawałek naszego tekstu sprzed roku:
Dossa Junior, Helio Pinto, Marco Paixao, Bernardo Vasconcelos – wywiady z tymi piłkarzami bez pytania o kryzys nie mają dziś sensu. Każdy w jakiś sposób ucierpiał. Jednemu nie płacili przez chwilę, drugiemu prawie przez rok, trzeci miał już dość tamtejszych krętaczy, czwarty z litością spoglądał na kolegów. – Na Cyprze jest pięćdziesiąt razy gorzej niż w Portugalii! Niektórzy z moich kolegów klubowych pracowali od dziewiątej do pierwszej, a w międzyczasie, o dziesiątej, mieli trening. Mnie – mimo że przez siedem miesięcy nie dostawałem pensji – udało się przeżyć, bo już wcześniej trochę odłożyłem, ale kilku Afrykańczyków głodowało. Niby powinni zarabiać kilkaset euro miesięcznie, a nie mieli na jedzenie! Jeśli jesteś stamtąd, da się, bo możesz mieszkać u rodziców i liczyć na ich pomoc. Gorzej, jeśli przyszedłeś z zagranicy. Wtedy możesz liczyć tylko na siebie.
Jak jest dziś? Nie wnikamy w finanse, ale Omonia przeszła przez Dynamo Batumi, a potem Jagiellonię Białystok. Apollon przeszedł mołdawski Saxan, a następnie litewskie Trakai. AEK Larnaka zaczyna dopiero w trzeciej rundzie Ligi Europy. Wreszcie APOEL – wprawdzie w bólach, tylko dzięki bramce zdobytej na wyjeździe – przeszedł przez macedoński Vardar i zakwalifikował się do trzeciej rundy el. Ligi Mistrzów.
Czyli 4/4, komplet. Nieźle, jak na kraj i ligę w kryzysie.
3. Mołdawia
Nie licząc ubiegłego sezonu, w tym stuleciu ligę mołdawską wygrała raz Dacia Kiszyniów i… trzynaście razy Sheriff Tyraspol. Dominacja klubu o amerykańskiej nazwie to efekt specyfiki tego kraju, w którym za sznurki pociąga korporacja Sheriff. Założona przez dwóch byłych agentów KGB, balansująca gdzieś w miejscu, gdzie styka się świat mafii, służb i wielkiego biznesu, trzęsie całym Naddniestrzem. Mimo pozorów władzy absolutnej (Sheriff ma swoje markety, stacje benzynowe, firmy budowlane, partie polityczne, gazety i telefonie komórkowe) w zakończonym sezonie kij w szprychy włożyli im zarówno mistrzowie z Milsami Orhei (zdjęcie główne), jak i Dacia Kiszyniów, która uplasowała się na drugim miejscu. Zresztą, wszystkie trzy szły przez cały sezon łeb w łeb, odstawiając resztę stawki.
Europejskie puchary, poza wspomnianym tercetem, zawitały do piątego zespołu ligi, FC Saxan, bo czwarty Tyraspol wycofał się z rozgrywek po sezonie.
Dlaczego uważamy, że Mołdawia mimo to pozostaje na fali? Wiadomo, najwięcej szumu narobili mistrzowie, którzy w obu meczach drugiej rundy el. Ligi Mistrzów ograli Łudogorec Razgrad, bułgarską rewelację ubiegłego sezonu, która w ekstremalnych okolicznościach awansowała do fazy grupowej LM, tam zaś ograła FC Basel oraz urwała punkty Liverpoolowi. Milsami trafiło w kolejnej rundzie na albańskie Skënderbeu, więc niewykluczone, że ten sen jeszcze potrwa.
Co zaś z Sheriffem i Dacią? Zespół z Kiszyniowa wygrał 5:1 dwumecz z macedońską Renovą, a znacząco poległ dopiero w drugiej rundzie przeciw dość mocnej Żilinie (3:6 w dwumeczu). Gorzej wypadł Sheriff, ale on na wstępie trafił na Norwegów. Gładkie 0:3. Aha, Saxan, czyli piąty zespół ligi, wtopił z Apollonem Limassol.
Mołdawii został więc jedynie reprezentant w eliminacjach Ligi Mistrzów, ale sam fakt, że zespoły z tego kraju wygrały dwa dwumecze, a i w pozostałych nie spisywały się jakoś żenująco słabo zasługuje na dostrzeżenie. No i detronizacja mafijnego „FC Gangster”, jak mawiają o Sheriffie tamtejsi dziennikarze. W Mołdawii posługują się małą łyżeczką, ale wiosłują nią wyjątkowo dzielnie.
POD FORMĄ:
1. Węgry
Węgrzy pod formą są mniej więcej od momentu, gdy piłkę skończył kopać Puskas, ale w tym sezonie wygląda to wyjątkowo biednie. W eliminacjach Ligi Mistrzów Videotonowi udało się prześlizgnąć – ale w trudu i znoju, po dogrywce (!) z The New Saints. Tak, dobrze pamiętacie, to ci sympatyczni goście z Walii. 1:0 na wyjeździe, 0:1 u siebie i zwycięski gol dopiero w 107. minucie. W kolejnej rundzie czeka BATE Borysów. Baty.
Liga Europy. Wicemistrzowie z Ferencvarosu pogubili punkty już w pierwszym meczu z Go Ahead Eagles (przypomnijmy: holenderski drugoligowiec), ogrywając ubiegłorocznego spadkowicza z Eredivisie dopiero w drugim meczu na własnym terenie. W kolejnej rundzie już klasyka eurowpierdolu – 0:1 i 0:2 z Żeljeznicarem Sarajewo. A o tym, jak silna jest Bośnia i Hercegowina przekonało nas 180-minutowe męczenie przez nich buły w meczach z Lechem. Trzecia siła Węgier, MTK Budapeszt, odpadła już na wstępie, z Wojwodiną Nowy Sad. Honor uratował czwarty… Debreczen. Najpierw ograł czarnogórską Sutjeskę, a następnie rozgromił (9:2 w drugim meczu!) Skonto Rygę.
Niby przeszły dwie z czterech drużyn, ale porażki z Sarajewem i Wojwodiną oraz męczarnie mistrzów z Walijczykami potwierdza, że Węgry to wciąż dolna półka.
2. Serbia
No dobra, to trochę na wyrost. Partizan przeszedł, Wojwodina przeszła, ale…
To, co odpierdzieliły asy z Crvenej Zvezdy przerosło wszelkie oczekiwania. Jasne, Kazachowie – jak już wspomnieliśmy wyżej – są diabelnie ambitni i rozwijają się w niezłym tempie. Ale 0:2 u siebie z Kairatem? Porażka na słynnej Marakanie, na której zdarzało się przegrywać największym!? 1:2 w rewanżu dałoby się zrozumieć, ale wtopa u siebie, a następnie wtopa na wyjeździe… To nie był przypadek, to nie był jakiś incydent. Dwie porażki, 1:4 w dwumeczu. Z Kazachami. Kurtyna.
Albo nie. Spod kurtyny wychylają się bowiem Cukaricki, którzy ograli wprawdzie Domżale, ale wtopili z Gabalą z Azerbejdżanu.
3. Chorwacja
Dinamo Zagrzeb remisuje z mistrzami Luksemburga. Nawet jeśli to chamski match-fixing, co sugeruje sporo znawców piłki nożnej z tamtych stron, to tylko dowód na to jak bardzo „pod formą” znajdują się Chorwaci. Tym bardziej, że ramię w ramię z Dinamem poszły inne zespoły eksportowe z ligi, która wypuściła Modricia, Mandżukicia i szereg innych asów.
Rijeka nawet nie podjęła walki z Aberdeen przegrywając 0:3 na własnym terenie. Hajduk awansował do trzeciej rundy eliminacji Ligi Europy, ale i w pierwszym meczu z Estończykami z Sillamae Kalev, i ze słoweńskim Koperem srogo zawiedli swoich widzów. 1:1 w Estonii, 2:3 na Słowenii. Rehabilitacje na własnym obiekcie, ale i tak: styl awansu pozostawia sporo do życzenia. A w kolejnej rundzie czeka już Stromsgodset.
Stawkę domyka Lokomotiva Zagrzeb, czyli swoisty satelita Dinama. Oni także męczyli się z reprezentantem dużo słabszej ligi – a mianowicie walijskim Airbusem UK Broughton, by w kolejnej rundzie przegrać 0:6 z PAOK-iem. Co ciekawe – w pierwszym meczu z Grekami udało im się wygrać 2:1. Coś szybko się zepsuli, prawda?
Chorwatom w grze zostaje więc Dinamo i Hajduk, ale nie wróżymy rewelacji.
4. Bułgaria
No i wreszcie Bułgarzy, uskrzydleni ubiegłorocznym sukcesem Łudogorca. Faza grupowa LM rozbudziła apetyty, które zostały bardzo brutalnie zmasakrowane przez bliżej nieznanych przybyszów z Mołdawii. Milsami Orhei, ekipka, która zamiast trybuny na prostej ma mur więzienia.
Albo i nie więzienia, to zresztą w tej chwili nieważne. Grunt, że ci goście pogonili wielkich Bułgarów, których lot w ubiegłym sezonie inspirował całą Europę. Klęska Łudogorca to był jednak dopiero przedsmak – Litex odpadł bowiem już w pierwszej rundzie z łotewską Jelgavą, Czerno More Warna z białoruskim Dinamem Mińsk, a Beroe z Broendby (chociaż trzeba przyznać, że dopiero w drugiej rundzie, wcześniej poradzili sobie z Litwinami).
W kraju Berbatowa więc puchary już tylko w FM-ie i FIFA15.