Z czym kojarzy nam się Roy Keane? Przede wszystkim z walecznością. Taką odmianą waleczności, która w dzisiejszych czasach już właściwie nie funkcjonuje, graniczącą z brutalnością i chamstwem. Jedni go za to uwielbiali, inni nienawidzili. Dzielili się mniej więcej po równo. Dziś jest podobnie. Jedni tęsknią, drudzy przeklinają, tłumacząc się, że piłka i MMA to dwie różne dyscypliny. Wielbią go za to fani Manchesteru United, a tak się składa, że dziś mijają dokładnie 22 lata od momentu, kiedy podpisał kontrakt z Czerwonymi Diabłami.
Z tej okazji odkopaliśmy dla was fragment pierwszego wywiadu Keane’a jako piłkarza klubu z Old Trafford.
Sprawa twojego transferu ciągnęła się bardzo długo. Czy chociaż przez chwilę miałeś wątpliwości, że może nie dojść do skutku?
Szczerze mówiąc nie. Manchester był tak naprawdę ostatnim klubem, z którym rozmawiałem, ale szybko zorientowałem się, że chcę dołączyć właśnie tam. Wcześniej długo rozmawiałem z Kennym Dalglishem. Chciał mnie ściągnąć do Blackburn, ale w sercu cały czas miałem Manchester. Uścisnąłem nawet z nim dłoń, chociaż niczego nie deklarowałem. Chciałem się zabezpieczyć, nagrać inne opcje. Po rozmowie z Aleksem Fergusonem chciałem trafić do Manchesteru tak szybko, jak tylko będzie to możliwe. Cieszę się, że wszystko, czego chciałem doszło do skutku.
Dlaczego byłeś aż tak zdeterminowany, żeby tutaj trafić?
Człowieku, chcesz rozmawiać ze mną przez dwie godziny? Powodów jest całe mnóstwo. Wielki klub, wielka historia, wielka drużyna. Najlepsza w kraju. Jestem bardzo dumny, że dotarłem tak daleko i mam nadzieję, że wniosę tutaj coś ciekawego od siebie.
Zgadzasz się z twierdzeniem, że twój transfer do United to krok w stronę rozwoju kariery, a nie skok na kasę?
Oczywiście, że nie. W Forest doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że moje odejście jest nieuniknione i że będę chciał zrobić krok do przodu. Mam 21 lat, jestem jeszcze bardzo młody. Na tym etapie forsa nie jest najważniejsza. Dostałem dobrą umowę, ale bardziej chodziło mi o zainwestowanie w siebie i swoje umiejętności.
Ludzie porównują cię do Bryana Robsona…
Takie gadanie… Słyszałem, ale nie wiem na jakiej podstawie ludzie tak robią. Ludzie, to dwie różne osoby! Takie opinie rzecz jasna mi schlebiają, ale nie do końca je rozumiem. On nazywa się Robson, a ja jestem Roy Keane. Chcę napisać tutaj swoją własną historię.