Bojan Puzigaca to taki piłkarz, którego możecie kojarzyć tylko i wyłącznie z jednego: zdjęcia, na którym zaprezentował swoją wątpliwą muskulaturę. Poza tym przemknął przez naszą ligę niezauważony jak Weronika Rosati w filmie „Largo Winch II”. Zanotował 17 beznadziejnych występów w ekstraklasie (aż z niej spadł), czasami go zrzucano do Młodej Ekstraklasy, ale młodzież się za bardzo uwsteczniała, więc i z tego pomysłu zrezygnowano.
Dzisiaj na łamach „Przeglądu Sportowego” Puzigaca tak wspomina swoje występy w Polsce: „Później za czasów trenera Stawowego, już w pierwszej lidze, też zagrałem kilka świetnych meczów, gdy cały stadion skandował „Bojan, Bojan”. Mimo to też potem nie mieściłem się w składzie. Koledzy się dziwili, dlaczego trenerzy na mnie nie stawiali. Pamiętam, jak Adam Marciniak powiedział: „Bojan, nie wiem, dlaczego ty, k…, nie grasz, przecież tak dobrze trenujesz!”.
Adam Marciniak mógł to mówić zaraz przed tym, jak go policja wywlekła z domu i wywiozła na izbę wytrzeźwień. Natomiast z tym skandowaniem imienia… No niestety, tak to jest, kiedy piwko poprawi się dopalaczem „Mocarz” albo inną podpałką do grilla.
Tak naprawdę napisaliśmy ten artykuł wyłącznie w jednym celu. Aby przypomnieć wam, jak wyglądał Puzigaca (przypominamy: z zawodu obrońca). Pomyśleć, że Stawowy był jego pierwszym w życiu nauczycielem WF-u…
Zdjęcie ze strony tylkocracovia.pl