Początek XXI wieku. Mecze reprezentacji pokazuje Wizja Sport, w futbolu rację bytu wciąż mają bramkarze nie wykonujący „piątki”, a grę na jednego napastnika traktuje się, jak zwykłe tchórzostwo. 5 września 2001 roku to dzień, w którym zatrzymał się czas dla Romana Wasiluka. Ówczesny goleador Spartaka Moskwa staje u progu poważnej kariery. 23-latek niemiłosiernie leje Polaków. Polaków, których świetną dyspozycję podkreślała cała Europa i którzy szykują się do azjatyckiego mundialu. Dla biało-czerwonych był to czwarty dzień po wywalczonym awansie i nikt nie miał wątpliwości, że w ten wieczór gra w piłkę była na ostatnim miejscu w hierarchii potrzeb naszego reprezentanta. Cokolwiek jednak powiedzieć o balangowym nastroju Polaków – Wasiluk dał takie show, że nie może się po nim odkręcić aż do dzisiaj.
13 lipca 2015. Na treningu pierwszoligowej Pogoni Siedlce pojawia się 36-letni Roman Wasiluk. Niemal 14 lat po najważniejszym występie w karierze. Najważniejszym i jedynym godnym uwagi, bo Białorusin od tamtej pory popadł w wieloletni marazm. Dzięki świetnej grze w ojczyźnie, wywalczył wymarzony kontrakt w Spartaku Moskwa, ale potem było tylko gorzej. Wasiluk nie przebił się – mimo dwóch podejść – ani w Spartaku, ani nawet w Hapoelu Tel Awiw. Kiedy jednak wracał do swoich, znów zamieniał się w strzelca wyborowego. A to w Dynamie Brześć, a to w FK Homel.
Ogólny bilans Wasiluka z Białorusi jest imponujący. 212 goli w 426 meczach. Tylko w tym sezonie zdobył pięć bramek w dwunastu spotkaniach Dynama. Czy to wystarczy, by cokolwiek wnieść na zapleczu Ekstraklasy? Nie ma reguły, tym bardziej w takim wieku. Dwie gwiazdeczki z tamtejszej ligi – Maycon i Pawieł Sawickij – zupełnie wykoleiły się w Jagiellonii. Jeden nie dał rady sportowo, a drugi – mówiąc kolokwialnie – lubił ruszyć. W najbliższych dniach sztab Pogoni oceni, czy Wasiluk mający zastąpić o dwa lata starszego Tarachulskiego zamierza coś wnieść na zaplecze Ekstraklasy, czy chce po prostu zgarnąć parę kawałków zwiedzając przy okazji siedleckie monopole.