Reklama

Znów się spotykamy. I dobrze, bo tęskniliśmy!

redakcja

Autor:redakcja

10 lipca 2015, 08:11 • 3 min czytania 0 komentarzy

So we meet again, mister X – to kultowe zdanie pada w co drugim filmie akcji, w co piątej komedii i co szóstym dramacie. Zazwyczaj towarzyszą mu zacięte miny, napinanie mięśni i zaciśnięcie szczęk. Dwóch rywali spotyka się po latach, by raz jeszcze stoczyć morderczą walkę na śmierć i życie. No dobra. Nie po latach, tylko po miesiącu. Nie morderczą, ale wprowadzającą w sezon. I nie walkę na śmierć i życie, ale pierwszy z czterech, albo i pięciu meczów Lecha z Legią w nadchodzącym sezonie.

Znów się spotykamy. I dobrze, bo tęskniliśmy!

Nie ukrywajmy: ludzie tym żyją. Nawet w innych klubach, nawet w tych, które mają daleko i do Poznania, i do Warszawy, kibice zastanawiają się, kto w tym sezonie rozda karty. Bo że rozda je ktoś z duetu Lech-Legia, wydaje się niemal pewne.

Od trzech lat obsadzają pierwsze dwa miejsca na ligowym podium. Od trzech lat dominują na krajowym podwórku. Od trzech lat ściągają do siebie najlepszych z całego kraju, nie tylko do zespołów seniorskich, ale i do rozwijających się akademii. Od trzech lat rywalizują o miano tego najlepszego, największego polskiego klubu w połowie drugiej dekady XXI wieku.

W sumie napisano o tej rywalizacji już wszystko. Za każdym razem, gdy znów spora rzesza kibiców z Warszawy wsiada w transport do Poznania, za każdym razem, gdy potężne szeregi kiboli poruszają się w odwrotnym kierunku, zastanawiamy się: co jeszcze właściwie można tu dodać? Że to na ten moment najlepszy mecz w Polsce? Że to jedna z niewielu okazji, by zapełnić czterdziestotysięczny stadion fanatycznymi kibicami? Że to starcie dwóch różnych filozofii futbolu, ale przede wszystkim starcie dwóch potężnych firm obracających gotówką, której reszta ligowego może jedynie zazdrościć?

To wszystko banały. Wczoraj rozłożyliśmy na czynniki pierwsze transfery, wzmocnienia, siły obu składów, ale to trochę jak wróżenie z kart. Lech postawił na uzupełnienia i sprawdzonych weteranów. Legia sporo ryzykuje ściągając gości o nieszczególnie powalających życiorysach. Oba kluby łączy jednak jedno: desperacko walczą o zbudowanie czegoś większego.

Reklama

Na razie na prowadzeniu jest chyba Lech, uskrzydlony mistrzostwem i odkręceniem kurka z pieniędzmi na transfery. Okazało się, że skład nie został rozprzedany, ba, dołożono do niego kilka wartościowych elementów. Ale przecież w tej poznańsko-warszawskiej wojnie wszystko może się zmienić w 90, albo i 45 minut. Dziś okaże się, że odpali Nikolić, a już za kilkanaście tygodni w lidze skutecznością może błysnąć Robak. Zresztą – nawet ustalenie wyjściowych składów to karkołomne zadanie.

Dlatego zresztą to tak ważny mecz. “We meet again”, znów się spotykamy, ale to już nie ten sam Lech i nie ta sama Legia co kilka tygodni temu. Gdzieś w tle kontekst walki w europejskich pucharach, gdzieś w tle kontekst nadchodzącego wyścigu tych dwóch klubów o mistrzostwo.

Jeśli ostatnie kolejki Ekstraklasy w ubiegłym sezonie były jak brydż albo “tysiąc” – teraz mamy pasjansa. I to takiego, w którym nie odkryto jeszcze ani jednej karty. Nie możemy się doczekać pierwszego gwizdka w Superpucharze, bo będzie jak wyłożenie kart na stół. Może jeszcze nie wszystkich, może jeszcze niezupełnie na serio, ale jednak. Wreszcie zobaczymy w akcji “świeżaków”, wreszcie obejrzymy przegląd kadr z Poznania i Warszawy. Biała plama na mapie – a tak teraz wygląda stan kadrowy w Lechu i w Legii – zostanie wreszcie odkryta, nazwana i opisana. Jasne, to tylko Superpuchar. Mimo oficjalnych deklaracji czuć, że to najmniej ważne ze wszystkich rozgrywek, a przewyższa je nie tylko liga i europejskie puchary, ale i Puchar Polski.

To jednak przede wszystkim próba generalna przed ligowym przedstawieniem. Mamy nadzieję, że dziś zobaczymy kunszt aktorski, tradycyjnie znakomitą oprawę meczu oraz potwierdzenie, że i w Poznaniu, i w Warszawie wciąż trwa budowa, a nie przygotowania do rozbiórki.

Znów się spotykamy, Legio, Lechu. I w sumie… Tęskniliśmy.

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Patryk Stec
0
Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna
Piłka nożna

Błaszczykowski o aferze zdjęciowej. “Mnie nie pozwoliłoby wewnętrzne ego”

Patryk Stec
6
Błaszczykowski o aferze zdjęciowej. “Mnie nie pozwoliłoby wewnętrzne ego”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...