Pół roku temu chciała go sprowadzić Wisła szukająca następcy dla Semira Stilicia. Mógł przebierać w ofertach, ale ostatecznie zdecydował się na przedłużenie kontraktu i pozostanie w Spartaku Trnava. Teraz sięgnęło po niego Zagłębie Lubin. Jan Vlasko, bo o nim mowa, ma CV, które spokojnie mogłoby być przepustką do zdecydowanej większości, jeśli nie wszystkich klubów Ekstraklasy i jego sprowadzenie wygląda na przemyślany, mający duże szanse powodzenia interes.
Przez ostatnie lata zapracował na markę jednego z najlepszych piłkarzy w lidze słowackiej, a ostatnim sezonem tylko to potwierdził, wykręcając świetne statystyki. Jedenaście goli, które dały mu miano najlepszego strzelca drużyny to jak dla środkowego pomocnika wynik zdecydowanie ponadprzeciętny. Na dodatek kibice wybrali go zawodnikiem ligi ubiegłego sezonu. Nie stary, bo 25-letni, z jakimś doświadczeniem w europejskich pucharach, regularny. Na papierze facet właściwie bez minusów, chociaż wiadomo – był gwiazdorem, ale słabej ligi słowackiej i absolutnie nie ma co wynosić go na ołtarze jeszcze przed pierwszym meczem. Na pewno nie można przykleić mu jednak łatki szrotu, który jeszcze niedawno z radością panoszył się w lubińskiej jedenastce.
Tak jak napisaliśmy na początku, zimą miał ofertę z Wisły. Ponoć było też konkretne zainteresowanie ze strony Dinama Zagrzeb, ale ostatecznie kwestia transferu została przesunięta przynajmniej o pół roku, a Vlasko przedłużył kontrakt. Uskrzydlony świetnym sezonem najwyraźniej poczuł, że czas zrobić kolejny krok. W Polsce spotka przynajmniej dwóch klubowych kumpli – Erika Jendriska i Dobrivoja Rusova.
Zerknęliśmy też na Youtube’a. Wiadomo, to tylko kompilacja najlepszych zagrań i nie ma się co podniecać, ale momentami – przyznacie sami – jest na co popatrzeć.
Dziś Zagłębie podpisało też słowackiego bramkarza, Martina Polacka, chociaż ten wygląda raczej na bramkarza, ale takiego sprzed Energy 2000. Rozumiecie – nie chcielibyśmy spotkać go w ślepej uliczce. Wygląda, jakby przez ostatni rok trenował nie w Dunajskiej Stredzie, ale z Hardkorowym Koksem. Prawie dwa metry wzrostu, blisko 100 kilo wagi i łapa szersza od uda Dominika Furmana. Jest moc. Ostatnią rundę spędził na wypożyczeniu ze Slovana Bratysława, gdzie przeważnie bronił w drugiej drużynie.
I to właściwie koniec rewelacji na jego temat. Facet ma 25 lat i 29 meczów w zawodowej piłce, w tym ledwie 20 na poziomie najwyższej słowackiej ligi. Sprawia wrażenie gościa sprowadzonego trochę w ciemno, raczej na ławkę. Wielki (dosłownie) znak zapytania. Nie jest to jednak facet na którym można z góry opierać obsadę pozycji golkipera. Z pewnością dałby za to radę strzec bramek przed wejściem na trybuny.