Odliczanie można rozpocząć. Do startu sezonu w polskiej piłce została doba z hakiem. Ekstraklasa rusza za tydzień, ale już jutro hit. Polskie „el clasico”, bo tak to trzeba nazwać. Lech – Legia. Superpuchar. Przez ostatnich kilka tygodni sytuacja w obu drużynach zmieniła się o 180 stopni. Egoistyczni legioniści dostali po łbie na finiszu, a Lech po cichu, bez zbędnej napinki, przypieczętował mistrzostwo, po czym z wyjątkowym rozsądkiem wjechał w letnie mercato. Do rozpoczęcia Ekstraklasy dużo się jeszcze zmieni, dojdzie do wielu przetasowań, ale teraz, tuż przed Superpucharem, to Maciej Skorża znajduje się w wygodniejszej pozycji niż Henning Berg. Czego dziś może pozazdrościć mu Norweg?
1. Porządku organizacyjnego.
Sezon za pasem, liga za tydzień, a Legia wciąż w transferowych powijakach. Odeszło pięciu zawodników (i Jałocha), przyszło ledwie dwóch (i Dyego). Teoretycznie strata żadnego z nich nie powinna być odczuwalna, ale co w razie kontuzji lewego obrońcy? Co jeśli wysypie się któryś ze skrzydłowych? Co jeśli okaże się, że jesienno-zimowo-wiosenny sen Masłowskiego trwa do dziś i Nikolić będzie musiał kombinować sam? Legia wplątała się w sagę Dudy, Inter coraz bardziej pokazuje, że daleko temu transferowi do miana priorytetowego, a kadra Legii wąska jak nigdy. Tymczasem Lech w okienku zrobił swoje – wywalił dwa zgniłe jabłka (Keita i Djoum), klepnął Dudkę, który w razie pożaru obskoczy 48 pozycji, wzmocnił pomoc Tettehem, a atak Thomallą i Robakiem. Do września pewnie jeszcze się wiele pozmienia, ale na ten moment to Lech, a nie Legia zadziałał jak wzorcowe korpo. Wszystko od A do Z, jak od linijki. A przy Łazienkowskiej – czasem odnosimy takie wrażenie – nikt do końca nie wie, kto za co odpowiada i jaką pełni rolę.
2. Sprawdzonego napastnika.
Robak to już tak uznana marka, że w każdym klubie Ekstraklasy dostałby skład po samym zapukaniu do gabinetu trenera. Ostatni sezon – mimo kontuzji 11 goli. Poprzedni – 21. Po prostu napadzior pełną gębą, który w polu karnym się nie pieści, tylko co ma, to ładuje jak z shotguna i najczęściej mu wpada. Powiecie, że stary, zaraz druga strona rzeki, bez przyszłości… Może coś w tym jest, ale poprzednie rozgrywki pokazały, że i Lech, i Legia potrzebują skutecznego, poukładanego i nierozwydrzonego napastnika na już. Bez czekania. Gotowego chłopa, który zaaklimatyzuje się w 15 minut i zacznie strzelanie od wejścia na murawę. Czy taki okaże się Nikolić? To na ten moment zagadka. Robak zagadką nie powinien być. Szczególnie, przy 30 razy lepszych skrzydłowych niż ci, których miał w Pogoni.
3. Rozwagi przy transferach wychodzących.
Kucharski obiecuje, że sprzeda Żyrę, Leśnodorski mówi, że działają tak, jakby Żyry już z nimi nie było, mamy początek lipca, a Michał wciąż przy Łazienkowskiej. No i dalej – co z Dudą? Legia chucha na Słowaka i dmucha, żeby opędzlować go jeszcze w tym oknie, Ondrej wciąż nie wyniósł się z Warszawy, ale w sparingach nie grał, więc trudno podejrzewać, by miał odpowiedni rytm i z miejsca rozumiał się z Nikoliciem czy kimkolwiek innym. Legia pozbawiła Berga jego najgroźniejszej broni, a Lech… Lech nie wypycha na siłę ani Linettego, ani Hamalainena, któremu kontrakt wygasa zimą i który do zimy nie rusza się z Bułgarskiej. Jeżeli zawodnik daje jakość, to ma być gotowy do gry aż do momentu opuszczenia klubu – z takiego słusznego założenia wychodzą w Poznaniu. I kto wie, czy Dudy nie zabraknie jutro jak Radovicia z Ajaksem. Chyba że ktoś się zreflektuje i jednak da mu pokopać.
4. Chłodnej głowy.
Sezon już dawno zakończony, Lech ma paczkę uzupełnioną, Legia to wciąż plac budowy, ale mało kto wyciągnął wnioski z poprzedniego sezonu. Sam Berg nadaje już z tej orbity co Maaskant, Bartoszek i Beenhakker, a piłkarze gremialnie się dostosowują. Broź wciąż nie chce przyznać, że Lech zasłużył na mistrzostwo („bardziej to my je straciliśmy), Żyro uważa, że Legia wciąż jest od Lecha lepsza, a słów Dudy i Kuciaka z końcówki sezonu aż żal przytaczać, bo to już był odlot w nieodkrytą jeszcze oficjalnie galaktyke. Lechici tymczasem stąpają twardo po ziemi. Nikt się tam specjalnie nie wychyla. Nie słychać żadnych prowokacji, prężenia muskułów przed kamerami czy obiecanek udowodnienia czegokolwiek. Obowiązuje retoryka totalnego spokoju – nawet ta Liga Mistrzów to bardziej marzenie niż cel, jak przekonuje Piotr Rutkowski. W takich okolicznościach łatwiej się spokojnie przygotować.
5. Że Lech może, a Legia musi.
“Kolejorz” przegra? “Oj tam, i tak mamy mistrza, a celem Champions League”. Przegra Legia? Wówczas na miejscu Berga nie zabiegalibyśmy ze szczególnym zapałem o bliższe relacje z kibicami.
Fot. FotoPyK