Reklama

Maciej Wandzel: Osuch mnie inwigilował i straszył

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

06 lipca 2015, 08:49 • 13 min czytania 0 komentarzy

– Punkt zwrotny w moim myśleniu nastąpił, gdy dowiedziałem się, że pan Osuch zatrudnił agencję detektywistyczną, która zajmuje się inwigilacją mojej osoby, zbieraniem dokumentów na mój temat, jak również moich wspólników z Legii. Wtedy jeszcze nieco to zignorowałem, uznałem, że nie mam sobie nic do zarzucenia. Ale pod koniec sezonu, kilka dni przed ostatnimi meczami, pan Osuch zaczął się jednak ze mną kontaktować i mnie straszyć. Twierdził, że w moim interesie jest, by Zawisza utrzymał się w ekstraklasie, w przeciwnym razie spotkają mnie drastyczne konsekwencje. Wtedy doszedłem do wniosku, że to koniec żartów. Skonsultowałem się z prawnikami, oni zobligowali mnie do złożenia wniosku do prokuratury – mówi na łamach Faktu i Przeglądu Sportowego Maciej Wandzel, współwłaściciel Legii.

Maciej Wandzel: Osuch mnie inwigilował i straszył

FAKT

Mistrz pokazał siłę.

Lech w świetnej formie przed rozpoczęciem sezonu! Mistrzowie Polski rozbili w sobotę APOEL Nikozja 3:0 i ze spokojem mogą czekać na mecz o Superpuchar Polski z Legią oraz rywalizacją z FK Sarajevo w kwalifikacjach Ligi Mistrzów. – Dwumecz z mistrzem Bośni to dla nas cel numer jeden, ale nie zamierzamy odpuszczać Superpucharu. Chcę wystawić możliwie najmocniejszy skład. Zespół jest dobrze przygotowany i nie będzie problemów, żeby w ciągu czterech dni zagrał dwa ważne spotkania – mówi trener Kolejozra Maciej Skorża (43 l.), który ma jedno zmartwienie. Kontuzjowany jest podstawowy prawy obrońca Tomasz Kędziora (21 l.).

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Pech nie opuszcza Messiego – tyle to wiemy, a turniej Copa America już wczoraj został poruszony na sto różnych sposobów.

Tymczasem Roger znów chciałby do Legii.

Roger Guerreiro (33 l.) po dwóch latach wrócił do Europy i marzy, by zagrać w Legii. (…) – Bardzo się cieszę z powrotu do Europy. Nie zamierzam jeszcze kończył kariery. Trafiłem do Arisu Limassol, bo złożył konkretną ofertę. Z żadnym innym klubem nie rozmawiałem, ale dzwonili jacyś menedżerowi z pytaniem, czy chciałbym wrócić do Polski lub Grecji. Z Polski w grę wchodzi jakiś klub z pierwszej ligi, ale nawet nie wiem jaki. Brakowało konkretów – powiedział nam Roger. Były reprezentant Polski pragnie jednak jeszcze wrócić do naszego kraju. – Marzę, by zakończyć karierę w Legii. Spędziłem w niej piękne chwile. To obok Flamengo był najlepszy czas w moim życiu. Może jeśli będę dobrze grać na Cyprze, to wrócę do Warszawy?

Napastnik Hannoveru, Artur Sobiech zapowiada, że nadchodzi jego sezon.

– Cały czas mam kontakt z selekcjonerem Adamem Nawałką (57 l.). Chcę wywalczyć miejsce w składzie klubu i wrócić do reprezentacji – mówi Artur Sobiech (25 l.). (…) Wierzą w niego także w Hanowerze. – Jeśli ominą go urazy, będziemy mieć świetnego napastnika – twierdzi Dirk Dufner (47 l.), dyrektor sportowy klubu.- Artur ma wielkie szanse na grę w pierwszym składzie. W końcu nie jest 35-latkiem, tylko zawodnikiem w dobrym wieku dla piłkarza i z dużym potencjałem – ocenia.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

Osuch mnie inwigilował – przekonuje Maciej Wandzel.

Radosław Osuch twierdzi, że złożył pan zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przez niego przestępstwa w ramach odwetu.
– Nie jestem zadowolony, że musiałem to zrobić. Przez dłuższy czas tolerowałem sposób, w jaki zachowywał się pan Osuch. Obrażanie ludzi, straszenie, rękoczyny. Jednym zdaniem: daleko posunięte chamstwo. Kiedy wynajął agencję detektywistyczną i zaczął mnie inwigilować, musiałem zareagować. Bo to już nie wyzwiska i przepychanki po kilku drinkach, ale zdecydowanie poważniejsza sprawa.

Wszystko zaczęło się we wrześniu 2013 roku, po meczu Zawiszy z Podbeskidziem (2:2)?
– Pan Osuch wulgarnie potraktował sędziego tego spotkania Pawła Pskita, a potem pozwolił, by na stronie internetowej jego klubu wywieszony został baner sugerujący, że arbiter ten jest powiązany ze sprawami korupcyjnymi. Od tego wydarzenia rozpoczął się nasz konflikt. Oświadczył, że został skazany przeze stalinowski sąd na karę zupełnie niewspółmierną do wydarzeń. Uznał, że razem z prezesem Ekstraklasy SA jestem za to odpowiedzialny.

Do sprawy wrócimy w Przeglądzie Sportowym, na pewno jest ciekawie.

RZECZPOSPOLITA

Kilkunastu piłkarzy z poczuciem misji. Jeden tekst, cytujemy tylko krótki fragment.

Chile zdobyło Copa America. Kraj, którego reprezentacja dziesięć razy występowała na mundialach, nigdy nie był najlepszy na swoim kontynencie, choć miał piłkarzy znanych w świecie. Napastnik Leonel Sanchez został królem strzelców mundialu w roku 1962. Obrońca Luis Eyzaguirre wystąpił w reprezentacji FIFA na Wembley, w meczu z okazji stulecia angielskiej federacji. Carlos Caszely z Colo Colo Santiago był legendą reprezentacji w latach siedemdziesiątych. Ivan Zamorano to gwiazda Realu i Interu, a Marcelo Salas – River Plate, Lazio i Juventusu. Jednak żadnemu z nich nie udało się wygrać turnieju o mistrzostwo Ameryki.

GAZETA WYBORCZA

Zwykliśmy chwalić poniedziałkowy dodatek, ale dziś – bieda. Dwa materiały, pierwszy to felieton Wojciecha Kuczoka. Bez dachu i bez steku.

Image and video hosting by TinyPic

Pomyślałem: wakacje, trzeba się gdzieś ruszyć. Jeśli wyskoczę na weekend do Berlina, finał Copa America obejrzę sobie w atmosferze dowolnie wybranej, wgryzając się w półkrwiście wysmażony zadek argentyńskiej krowy lub wpijając jak kleszcz w butelkę chilijskiego carmenere. Sybaryckie zachcianki wszak łatwiej zaspokajać w stolicy Niemiec, gdzie nikt nikomu nie liczy ośmiorniczek i gdy człowiek od wielkiego dzwonu chce zjeść coś atrakcyjnego, nie wtrynia się między polityka i pluskwę jak między wódkę a zakąskę. Owszem, gastronomicznie berlińczycy stoją od nas jeszcze lepiej niż piłkarsko, ale temu nie należy się dziwić – kuchnia tam najlepsza, gdzie naród etnicznie niejednorodny. Z imigrantami przybywają zawsze ich tradycje kulinarne, powinniśmy o tym pamiętać, kiedy nasi przywódcy będą gardłować o uszczelnianiu granic. Nikogo nie wpuścimy, to będziemy szamać schabowego z kapustą do końca życia, a jak się terroryści zechcą skrzyknąć, to i tak wysadzą nas w powietrze wraz z naszym szwarnym, strzechą krytym Chłopskim Jadłem czy innym Żarciem Drewala. Ale powróćmy do meritum: sobotni wieczór, Berlin, Wojciech Kuczok pragnie zarazem rostbefu, malbeca i Messiego, kieruje swe kroki do misternie wyselekcjonowanej z pomocą przewodnika knajpy o najlepszym współczynniku jakości mięsiwa do ilości ekranów telewizyjnych.

Dobra, to takie wakacyjne opowiadanie… Jak kogoś interesuje – wie, gdzie szukać.

Copa na opak, złote Chile.

Próbowali 99 lat, siedem razy organizowali turniej, aż w końcu pozbyli się łatki wiecznych przegranych. Leo Messiemu zaczyna brakować czasu na zdobycie trofeum z reprezentacją Argentyny W XXI w. futbol w Ameryce Południowej stanął na głowie. W 2001 r. pierwszy raz w historii Copa America wygrała Kolumbia. Wenezuela do 2007 r. uchodziła za outsidera, który 40 lat czeka na wygrany mecz w mistrzostwach kontynentu, a na poprzednich dobiła do strefy medalowej. Brazylia i Argentyna z drugiego turnieju z rzędu wyjeżdżają bez złota, co nie zdarzyło się od lat 80. A w sobotę złoto wzięli ci, którzy czekali na nie najdłużej. Chilijczycy wcześnie zaczęli kopać piłkę, federację założyli jeszcze w XIX w., jako drudzy po Argentynie na kontynencie. Reprezentacja uczestniczyła w inauguracyjnym Copa America w 1916 r. i zajęła czwarte, ostatnie miejsce. Rywale wygrywali później ten turniej 15 (Urugwaj), 14 (Argentyna) i osiem (Brazylia) razy. Historia piłki w Chile pisana była natomiast porażkami. (…) Rodzili się tam świetni piłkarze, Europa najlepiej zapamiętała Marcelo Salasa i Ivana Zamorano, w Ameryce Południowej za najlepszego gracza w historii Chile uchodzi Elias Figueroa, trzykrotnie wybierany na najlepszego piłkarza kontynentu (nikt nie dostawał tej nagrody częściej). To on powiedział kiedyś, że ciągłe porażki reprezentacji rodzą się w głowach, że szczęście nie ma z tym nic wspólnego.

SUPER EXPRESS

Niemalże cała piłka nożna to kolejne fotki Lewandowskiego z wakacji. Lewy wciąż na fali – pisze tabloid.

Image and video hosting by TinyPic

Robert Lewandowski (27 l.) nie znosi leniuchować. Podczas urlopu odpoczywa czynnie, uprawiając sporty wodne. Na jednym z jezior na Warmii „Lewy” spróbował wakeboardingu. W końcu niedaleko ma dom, a w miniony weekend gościł też na Rajdzie Polski. To dyscyplina sportu, która jest ostatnio coraz bardziej popularna. Szałowi śmigania po tafli wody uległ również Lewandowski, który nieopodal jeziora ma piękną posesję. Tam po powrocie z Ibizy spędza ostatnie urlopowe dni. Sam również dosiadł superszybkiego skutera wodnego. A kiedy już się zmęczył, postanowił się położyć w wygodnym hamaku i trochę opalić. Pamiętał, że w tak wysokiej temperaturze należy się nawadniać. Nie rozstawał się z butelką i co chwila raczył schłodzoną wodą.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Poniedziałkowa okładka.

Image and video hosting by TinyPic

Na początek inne dyscypliny, dopiero dalej – piłka. Na początek jak zwykle odkrywczy Jerzy Dudek. Czas to powiedzieć: Szczęsny musi odejść.

Transfer Petra Čecha do Arsenalu stał się faktem. To już nie fatamorgana ani plotka. Dla Wojciecha Szczęsnego powinien to być jasny i czytelny sygnał od Arsene’a Wengera. Nie wiem dokładnie, jakie relacja ma Wojtek ze swoim menedżerem, ale wsłuchując się w wypowiedzi francuskiego szkoleniowca na przestrzeni ostatniego roku, wydaje się, że raczej są one chłodne. Dla reprezentanta Polski nadchodzi czas decyzji. Piłka jest po jego stronie. Klub zrobił już ruch i on musi zareagować. Powinien odbyć rozmowę z Wengerem i dowiedzieć się jakie on i cały Arsenal mają plany wobec jego osoby. Nikt inny takiej rozmowy nie zacznie, musi to zrobić sam Wojtek. Cały czas ma ważny kontrakt, a z punktu widzenia klubu – lepiej mieć trzech klasowych bramkarzy niż dwóch. (…) W angielskich mediach pojawiają się opinie, że Wojtek mógłby się od swojego konkurenta sporo nauczyć. Według mnie to błędne myślenie. Uczyć się może nastoletni golkiper. Szczęsny był numerem jeden w Arsenalu, grał w Lidze Mistrzów, Premier League i reprezentacji. Wszyscy się nim zachwycali. Mimo że ma 25 lat, jest już bardzo doświadczony. On musi grać i bronić za wszelką cenę. Stracił ostatnio pół roku. Na dłuższą przerwę w regularnych występach nie może sobie pozwolić. W tym wieku trzeba grać.

Powracamy do rozmowy dnia: Odizolować Osucha od piłki. Mówi oczywiście Maciej Wandzel.

Image and video hosting by TinyPic

Dlaczego pan Osuch zarzucił wam, że nie pomagacie mu w walce z pseudokibicami?
– Nie zarzucił nam braku wsparcia, raczej oskarżył nas o współpracę z przestępcami, bandytami. Było to dla nas obrzydliwe i wyjątkowo przykre, że jeden z nas wysunął takie oskarżenia, podczas gdy włożyliśmy duży wysiłek, by poprawić relacje klubów z kibicami i w ogóle bezpieczeństwo na stadionach. Już wtedy zacząłem od niego dostawać bezpośrednie sms-y z groźbami, że mnie wykończy, zniszczy, że nie cofnie się przed niczym. Pierwszy raz w życiu spotkałem się z taką sytuacją. Uznałem to jednak za jego fanaberie, zignorowałem. Dziś uważam to za bardzo poważny błąd, bo okazało się, że w swoim działaniu jest zupełnie niepohamowany, skłonny do naruszania prawa. Potem dwa razy był ukarany kwotą w wysokości 10 tys. złotych za zachowanie w stosunku do sędziów. Podczas meczu z Ruchem zaatakował przedstawicieli chorzowskiego klubu, m.in. pana Mosóra, oraz przedstawicieli PZPN. W środowisku było o tym głośno, bo było to kolejne przegięcie.

(…)

Kiedy poinformował pan o sprawie prokuraturę?
– Punkt zwrotny w moim myśleniu nastąpił, gdy dowiedziałem się, że pan Osuch zatrudnił agencję detektywistyczną, która zajmuje się inwigilacją mojej osoby, zbieraniem dokumentów na mój temat, jak również moich wspólników z Legii. Wtedy jeszcze nieco to zignorowałem, uznałem, że nie mam sobie nic do zarzucenia. Ale pod koniec sezonu, kilka dni przed ostatnimi meczami, pan Osuch zaczął się jednak ze mną kontaktować i mnie straszyć. Twierdził, że w moim interesie jest, by Zawisza utrzymał się w ekstraklasie, w przeciwnym razie spotkają mnie drastyczne konsekwencje. Wtedy doszedłem do wniosku, że to koniec żartów. Skonsultowałem się z prawnikami, oni zobligowali mnie do złożenia wniosku do prokuratury.

Bieżące informacje:
– Lech pokazuje siłę
– Kędziora walczy z czasem
– Ostatnie półrocze Hamalainena

Image and video hosting by TinyPic

Moskal układa linię pomocy od nowa.

Odejście Dariusz Dudki, Semira Štilicia i Łukasza Garguły sprawiło, że trener Kazimierz Moskal musi na nowo ułożyć środek pola. Dostał trzech nowych pomocników: Tomasz Cywkę, Denisa Popovicia i Reafela Crivellaro i próbuje wkomponować ich do zespołu, Nie jest to proste, bo każdy z nich podkreśla, że najlepiej czuje się na pozycji rozgrywającego. – Myślę, że są to zawodnicy, którzy będą decydować o obliczu tej drużyny – twierdzi Moskal, ale zastrzega: – Absolutnie nie mogę zapewnić, że od pierwszego meczu będą mieli pewne miejsce w podstawowym składzie. Na razie najwięcej czasu na boisku w sparingach spędził Cywka, który zdążył zaliczyć trzy pozycje. Był lewoskrzydłowym, „ósemką”, a w drugiej połowie sobotniego spotkania z Zagłębiem Sosnowiec (1:1) grał jako defensywny pomocnik. – Potrzebuję trochę więcej ogrania na tej pozycji, ale jestem gotowy wystąpić tam, gdzie postawi na mnie trener – zapowiada Cywka, który pokazuje, że może być bardzo mocnym punktem krakowskiego zespołu.

Probierz zamyka już kadrę.

W przerwie między rozgrywkami do Białegostoku trafiło pięciu nowych zawodników. Sprowadzeni piłkarze zasilili wszystkie formacje poza pozycją bramkarza. Wydawało się, że po odejściu Michała Pazdana do Legii Jagiellonia będzie szukała uzupełnienia do środka obrony. – Niczego nie musimy robić na siłę. Są przecież Sebastian Madera i Igors Tarasovs. W odwodzie mamy jeszcze Rafała Augustyniaka i Michała Pawlika – przekonuje Michał Probierz. – W pewnym momencie dołączy do nas Marek Wasiluk, który przechodzi rehabilitację po zerwaniu więzadeł krzyżowych. Jest jeszcze kilku młodych chłopaków, czekających na szansę. Zatem spokojnie sobie poradzimy – dodaje szkoleniowiec. Problem może się pojawić na prawej obronie. Jedynym nominalnym zawodnikiem grającym na tej pozycji jest Filip Modelski. – Już w poprzednim sezonie nie zawsze był on pierwszym wyborem Probierza. Szukał różnych rozwiązań. Cofał na przykład skrzydłowego Przemysława Frankowskiego. Według mnie ktoś do rywalizacji z Modelskim powinien zostać sprowadzony – mówi były piłkarz Jagiellonii i ekspert Canal+ Remigiusz Jezierski.Szkoleniowiec białostoczan uważa jednak, że ma jeszcze jednego prawego defensora. – Dla mnie piłkarzem na tę pozycję jest Martin Baran. Szykujemy go do gry – zaznacza Probierz. A co ze wzmocnieniami w ofensywie? Padały nazwiska Michała Maka (ostatecznie wybrał Lechię Gdańsk), Fiodora Černycha czy Jakuba Koseckiego (przeniósł się do niemieckiego drugoligowca SV Sandhausen). Nic jednak z tego nie wyszło i już raczej nie wyjdzie.

Dalej:
– Biliński chce zarabiać w Śląsku więcej niż Marco Paixao
– Lechia stoczyła wyrównane mecze z Szachtarem i Hannoverem
– Sobiech chce wrócić do kadry
– Cracovia powoli zamyka drużynę na nowy sezon
– Termalica łata dziury w obronie

Image and video hosting by TinyPic

Wywiad z Patrykiem Małeckim: Zgasłem przy Smudzie.

Czego pan żałuje najbardziej?
– Odmowy wyjścia na boisko u trenera Kasperczaka. To taki fajny dziadek, nieszkodliwy człowiek. Szanuję go i dobrze wspominam. Nie wiem, co wtedy we mnie wstąpiło, sam siebie pytałem: „Co ty k…a narobiłeś”.

Rozmawiamy na zgrupowaniu Pogoni we Wronkach, a pamiętam, jak oglądali pana skauci Olympique Marsylia.
– Słyszalem nazwy wielu klubów. Olympique Marsylia, Anderlecht… Nie wiem, może gdybym wcześniej odszedł z Wisły… Ale chciałem z nią zagrać w Lidze Mistrzów. Nie udało się Żurawskiemu czy Frankowskiemu, marzyłem, że może Małeckiemu się uda.

(…)

Z trenerami Wisły częściej się pan dogadywał czy kłócił?
– Różnie. Na przykład trener Smuda nigdy nie był do mnie dobrze nastawiony. Czułem to. Od dawna niczego nie wygrał, otaczał się zawodnikami, którzy boją się odezwać. Po przyjściu do klubu starał się wyautować piłkarzy z własnym zdaniem. To jego minus. Nie wszyscy muszą być mili i grzeczni, czasem trzeba się wkurzyć, powiedzieć coś nieprzyjemnego. Nie jest grzechem mieć charakternych zawodników w drużynie.

Ze Smudą musieliście się rozstać, prawda?
– Zgasłem przy nim, czułem się niepotrzebny. Niby nigdy nie powiedział, że ma coś do mnie, ale było inaczej. Nie widziałem sensu, by dłużej się męczyć, nie chciałem popełnić jakiegoś głupiego błędu. Wolałem odejść. To, co miałem zrobić w Wiśle, zrobiłem. niektórzy ludzie zapamiętają mnie dobrze, inni gorzej, ale mniejsza z tym.

Raz jeszcze zaglądamy, co u Rogera. Marzy o powrocie do Legii.

W Polsce jest nieco zapomniany, bo od dwóch lat nie grał na poważnie w piłkę, bo za poważne granie trudno uznać rozgrywki stanowe w prowincji Parana. Roger Guerreiro nie zamierza jednak jeszcze kończyć kariery. Wręcz przeciwnie, jeszcze raz spróbuje przypomnieć o sobie kibicom w Europie. Były reprezentant Polski podpisał roczny kontrakt z Arisem Limassol. Pod koniec zeszłego tygodnia pojawił się już na Cyprze. Co prawda tamtejsza liga nie cieszy się u nas wielką renomą, ale w klubowym rankingu UEFA Cypryjczycy wyprzedzają Polaków. (…) Pytanie, w jakiej będzie formie. Odkąd dwa lata temu pożegnał się z AEK Ateny, występował tylko w słabszych drużynach w Brazylii. Długo leczył kontuzję, ale wiosną grał już regularnie. Tyle że jedynie w klubie Rio Brano. Wiosną w Brazylii toczą się rozgrywki regionalne, a jego była drużyna występuje w lidze stanu Parana. Nie są to tak prestiżowe rozgrywki, jak te w Rio de Janeiro czy Sao Paulo. – Wcześniej miałem kontuzję kolana, ale ostatnio grałem we wszystkich meczach. Wiosną strzeliłem dwa gole i miałem pięć asyst. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że te rozgrywki stanowe nie stoją na wysokim poziomie, ale przypomnę, że pokonaliśmy 3:1 znany zespół, Atletico Paranaense, występujący w brazylijskiej ekstraklasie (przed meczami rozegranymi w niedzielę w nocy zajmował w niej nawet piąte miejsce – przyp. red.), a ja strzeliłem gola. Wydaje mi się, że stać mnie na grę na takim poziomie, jak w Legii czy AEK, ale to inni będą musieli ocenić. Teraz muszę dobrze przepracować okres przygotowawczy – dodaje. Nie ma co jednak liczyć na takie warunki finansowe, jak w Legii czy AEK, gdzie zarabiał teoretycznie 800 tys. euro rocznie. Teoretycznie, bo grecki klub od początku miał problem z płaceniem na czas, a w pewnym momencie w ogóle przestał przelewać pieniądze na konta piłkarzy. Cały czas jest winny Rogerowi ponad milion euro.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...