Pierwszy tydzień lipca za nami, okno transferowe oficjalnie rozwarte na oścież. Toniemy w spekulacjach medialnych, domysłach, w dziesiątkach bardziej i mniej ważnych zakupów. Pora to nieco usystematyzować, zebrać, ułożyć – podsumować najciekawsze transfery. W najbliższych tygodniach będziemy starać się regularnie publikować takie dość subiektywne zestawienia. Ponieważ o Polsce piszemy na bieżąco – dziś z naciskiem na to, co zdarzyło się za granicą.
Najciekawsze transfery pierwszych dni lipca:
Douglas Costa w Bayernie Monachium – Szachtar Donieck ucichł na moment, ale w tym oknie znów zaczyna zarabiać krocie na swoich najlepszych Brazylijczykach. Jeśli spojrzymy na najdroższe zakupy Ukraińców w historii, bohaterami większości z nich byli właśnie Latynosi. Średnio – ośmiu na dziesięć transferów. Zwraca się to jednak z nawiązką, a do tego (przynajmniej na krajowym podwórku) przynosi jeden tytuł za drugim. Douglas Costa na pięć lat w Bayernie, za 30 milionów euro.
Jackson Martínez w Atletico Madryt – FC Porto potwierdziło, że Hiszpanie wpłacili 35 milionów euro, równe klauzuli wykupu zawartej w kontrakcie. Sam fakt, że Martinez odchodzi nie jest żadną sensacją, deklarował tę chęć od kilku miesięcy. Media, jak zwykle, wymieniały różne kierunki – między innymi Arsenal czy Milan, a jednak czeka go misja zastąpienia Mandzukicia w Madrycie. 28 lat, najwyższa pora sprawdzić się w jednej z najlepszych lig świata.
Lukas Podolski w Galatasaray – kiepski rok za nim. Nie chcieli go ani w Arsenalu, ani w Interze, dokąd został wysłany na wypożyczenie – bez żalu. We Włoszech wybrano go nawet drugim najgorszym transferem zimowego okienka. Sam tego ruchu żałował, więc teraz spróbuje złapać oddech w Stambule. Pora ruszyć naprzód, jeśli jeszcze myśli o wyjeździe na Euro 2016.
Carlos Bacca w AC Milan – w Mediolanie zwiększają siłę rażenia. Odchodzą Pazzini i Destro, przychodzi dwóch nowych za łączną kwotę 38 milionów. Zdecydowaną większość tej sumy spożytkowano na Baccę, kupionego przez Sevillę przed dwoma laty za siedem milionów. Słowem, kolejny transferowy majstersztyk Monchiego. Choć na samej grze Sevilli może odbić się czkawką.
Radamel Falcao w Chelsea Londyn – kolejny, dla którego Monaco okazało się dobre, ale na chwilę. Po Manchesterze United, który nie zdecydował się go wykupić, przyszła kolej na roczne wypożyczenie do Chelsea. Angielskie media grzmią, że straci na tym wielkie pieniądze – w zaokrągleniu ponad 100 tysięcy funtów w każdym tygodniu. Ale Falcao, Mourinho – poprzez osobę Jorge Mendesa – to wszystko zdecydowanie składa się w całość.
Petr Cech w Arsenalu Londyn – polskie media przemieliły już na wszystkie możliwe sposoby, co to oznacza dla Wojtka Szczęsnego. Angielskie też biją na alarm, nazywając ten pojedynek jednym z największych, najważniejszych, jakie w sezonie 2015/16 zostaną stoczone wewnątrz kadry Kanonierów. Cech nie chciał wyjeżdżać z Londynu i dopiął swego. Zmienia tylko dzielnicę.
Luiz Adriano w AC Milan – pisaliśmy już i o rewolucji w ofensywie Milanu, i o Brazylijczykach z Szachtara wystawionych na eksport. Luiz Adriano jest tym, który obie te historie łączy – kosztował osiem milionów. W ukraińskim zespole występował od 2007 roku. Pora przekonać się, jak poradzi sobie w nowym otoczeniu, bo to jego pierwszy europejski klub poza Szachtarem.
Joao Miranda w Interze Mediolan – można wspomnieć, że kupuje też Inter. I to nie za drobne. Przyszli już Geoffrey Kondogbia i Martin Montoya, teraz dołącza Miranda, za którego Atletico dostanie 15 milionów euro. Niezła kariera, ozdobiona finałem Ligi Mistrzów i mistrzostwem Hiszpanii. Późno rozkwitła (30 lat), ale w ostatnich latach Brazylijczyk zdecydowanie nadrabia.
Polskie transfery tygodnia w Europie:
Kamil Wilczek w Carpi FC – najlepszy strzelec Ekstraklasy ląduje w drużynie beniaminka Serie A. Ni to bardzo wysoko, ni to całkiem nisko. Zdaje się, w sam raz, jak na kogoś, kto chwilę przed trzydziestką zamierza rozpoczynać zagraniczną karierę. Mówi: „Serie A? Jeszcze rok temu nie byłbym w to w stanie uwierzyć”. Nic dziwnego, że klub dobierał starannie.
Orlando Sa w Reading – koniec półtorarocznej przygody Portugalczyka z Legią. Przygody przedziwnej, pełnej kontrowersji, choć okraszonej mistrzostwem, Pucharem Polski i czternastoma zdobytymi bramkami. Na transferze do Reading zarobi i Legia, i piłkarz, ale trudno nie odnieść wrażenia, że z tej współpracy – obiecującej – można było wycisnąć więcej.
Marco Paixao w Sparcie Praga – jak najlepszego piłkarza świata (w jego opinii, być może ex-aequo z bratem), Marco trafia przeciętnie. Z drugiej strony – jak na 30-latka, którego kariera miała już przeróżne zawijasy, zahaczała o Iran, kiepskie drużyny w Szkocji i Grecji, czeski potentat całkiem tutaj pasuje.
Tomasz Kuszczak w Birmingham City – Kuszczak podpisuje już czwarty kontrakt na drugim poziomie rozgrywkowym na Wyspach. W wywiadach powtarza, że stawia na stabilizację, podpisał dwuletnią umowę, nie chciał wywracać życia do góry nogami, wyjeżdżając choćby do Niemiec. Zdaje się więc, że chwilowo mamy jasność – Kuszczak nie pretenduje do gry w kadrze.
Bekowy transfer z polskim akcentem:
Daniel Sikorski w SV Ried – cokolwiek można by o Sikorskim („najlepszym napastniku Polski”) powiedzieć, całkiem sprawnie wyszukuje sobie kolejne przystanie w europejskim futbolu. Najpierw FC St. Gallen, teraz SV Ried z kontraktem na dwa lata. Jak na tak kiepskiego piłkarza, całkiem wysoko. Po szóstej drużynie ligi szwajcarskiej, czas na szósty zespół sezonu w Austrii.
Jakub Kosecki w FC Sandhausen – no dobra, nie będziemy się pastwić.
Egzotyczne transfery tygodnia:
Nicolas Anelka w Mumbai City FC – w Indiach tytułują wiekowego Francuza mianem „Marquee Player/Manager”, co najpewniej oznacza, że będzie ciągnął na półtora etatu i poza tym, że zostanie gwiazdą zespołu, to i jej grającym trenerem. „Jestem bardzo spragniony przejęcia nowej roli w klubie i pragnę zbudować mocny zespół, gotowy do rywalizacji z każdym”, ogłosił, wyraźnie zmotywowany kilkoma zerami na koncie.
Robinho w Guangzhou Evergrande – chińska ofensywa trwa w najlepsze. Skoro czołowe zespoły tej ligi stać, by zapłacić kilka milionów za kompletnie nieznanego światu chińskiego piłkarza, czemu nie miałoby być na to, by ponad 10 milionów euro co sezon wkładać do kieszeni Robinho. Brazylijczyk nie przedłużył kontraktu z Santosem, a tak się szczęśliwie złożyło, że szkoleniowcem Guangzhou jest dobrze mu znany Luiz Felipe Scolari.
Paulinho w Guangzhou Evergrande – analogiczna historia, choć w tym przypadku Chińczycy płacą 10 milionów funtów za faceta, który na Wyspach nawet nie dał dobrze się poznać. Zagrał w barwach w Tottenhamu w 45 spotkaniach. Wiodło mu się różnie, w zależności od trenera, z którym pracował. Strzelił sześć goli, zarabiał ponoć 55 tysięcy funtów na tydzień. Mimo wszystko, nieźle jak na kogoś mającego w CV Łódzki Klub Sportowy.
Anatolij Tymoszczuk w Kajracie Ałmaty – kolejny, któremu z poważnej kariery zostało już głównie nazwisko. 36-letni Ukrainiec, po dwóch latach spędzonych w Zenicie, do którego odszedł z Bayernu Monachium, właśnie podpisał kontrakt z kazachskim Kajratem Ałmaty.
Samuel Eto’o w Antalyasporze – był już w Anżi Machaczkała, więc nic w sumie dziwnego, że wyczuł tym razem tureckie pieniądze. Antalyaspor rozochocił się zresztą tak bardzo, że kusi też Ronaldinho, a jeden z działaczy wypowiedział się, że w perspektywie paru lat liczy na sprowadzenie Messiego. Gorąco kibicujemy, by nigdy do tego nie doszło.
Warto wiedzieć:
Giannelli Imbula w FC Porto – kto nie śledził ligi francuskiej, prawdopodobnie słyszy o nim po raz pierwszy. Tymczasem Portugalczycy zapłacili za 22-letniego pomocnika z Marsylii 20 milionów euro. To klubowy rekord. Zamazuje ten wyznaczony przez nie byle kogo, bo Hulka.
Benoit Assou-Ekoto w Saint-Etienne – kolejna wieść dla trochę bardziej niedzielnych kibiców, którzy nie zauważyli odejścia Kameruńczyka z Tottenhamu. Znany z bujnej czupryny 31-latek w ostatnich miesiącach pozostawał bez klubu (!) – i ten fakt możemy zakwalifikować jako sensację. W tym, że w obecnej sytuacji skusił się na ofertę Francuzów, nic dziwnego.
Kolbeinn Sigþórsson do FC Nantes – Arek Milik najprawdopodobniej wyrobił sobie w Ajaksie na tyle dobrą opinię, że nie powinien obawiać się Islandczyka, ale warto zaznaczyć, że jego dotychczasowy konkurent odchodzi do Francji. Waldemar Kita płaci za niego trzy miliony euro.