Równo przed rokiem dość nieoczekiwanie pożegnał się z Brighton i przez kilka miesięcy pozostawał bez klubu. Potem trafił na ławkę drugoligowej drużyny, co na pewno nie było tym samym, co rezerwa w Manchesterze United, ale na jakiś czas wywalczył miejsce w podstawowej jedenastce, znów pokazał się z niezłej strony i ponownie zapracował na kontrakt w Championship. Tym razem po Tomasza Kuszczaka sięgnął średniak Birmingham City.
Działacze Wolves ponoć rozmawiali z nim o przedłużeniu umowy, ale widocznie robili to niewystarczająco skutecznie. Podejrzewamy, że – jak to zwykle bywa w takich przypadkach – zaoferowali roczną umowę, podczas gdy Birmingham skusiło go o rok dłuższą. Dla 33-letniego bramkarza to całkiem silny magnes. Kibice z Wolverhampton nie są zachwyceni, ale podobnie musi być też w zaciszu klubowych gabinetów. Do gry został im ledwie jeden bramkarz – Karl Ikeme. Poza tym jest jeszcze Aaron McCarey, ale jego najprawdopodobniej czeka kilkumiesięczna dyskwalifikacja. Testy antynarkotykowe dały wynik pozytywny.
Jaka sytuacja czeka na Kuszczaka w nowym klubie? Jego rywalem w walce o miejsce w podstawowym składzie będzie kolejny nowy zakup – Adam Legzdins. Kilka lat młodszy Łotysz, który w ubiegłym sezonie bronił w kilkunastu spotkaniach trzecioligowego Leyton Orient. Mówiąc krótko – bez szału. Z założenia facet ewidentnie na ławkę rezerwowych, więc jeśli nie zdarzy się katastrofa, Tomek spokojnie powinien mieć jedenastkę. Lokalne media chwalą transfer. Birmingham dostało bramkarza wciąż w sile wieku, który w CV ma przecież mistrzostwo Anglii czy Ligę Mistrzów. Na oficjalnej stronie napisano, że kontrakt podpisał „top Polish goalkeeper”.
Birmingham od czterech sezonów gra w Championship i kręci się raczej w środkowej części tabeli. Dwa lata temu nawet cudem uniknęli spadku, a w zakończonym sezonie zajęli dziesiąte miejsce. Na pierwszy rzut oka wygodne poletko do dociągnięcia do emerytury, ale w rzeczywistości – kto wie? Bournemouth dla Artura Boruca miało być kilkumiesięcznym przystankiem, a okazało się przepustką do powrotu do Premier League. Nigdy nie mów nigdy, tym bardziej, że Birmingham smak gry w elicie zna przecież doskonale.