Przed startem nowego sezonu Ekstraklasę opuszczają najwięksi płaczkowie. Odchodzą Jakub „Ceesay połamie mi nogi” Kosecki, Marco „sędziowie są skandaliczni” Paixao oraz bohater niniejszego tekstu, Ruben Jurado. Hiszpan przez ostatnie miesiące pobytu w Polsce skupił się głównie na narzekaniu na trenerów i bezradnym załamywaniu rąk. A na odchodne – a jakże – wypłakał się dziennikarzowi Przeglądu Sportowego.
Rzecz jasna tematem byli niedobrzy szkoleniowcy: Latal to chyba najgorszy szkoleniowiec, z jakim trenowałem w całej mojej karierze. Życzę mu szczęścia w nowym sezonie, ponieważ będzie mu ono potrzebne. (…) Zawsze będę miał szacunek do Marcina Brosza i życzę mu powodzenia w Koronie. Natomiast jeśli chodzi o Angela Pereza Garcię, to mimo że to mój rodak, nie podziwiam jego umiejętności. Był jednym z wielu, nic więcej.
Czyli teraz Brosz jest dobry, a Latal i Perez źli, bo odstawili Hiszpana od składu. Jurado zdaje się nie pamiętać, że za czasów obecnego trenera Korony też miewał wiele zastrzeżeń i raczej się z tym nie krył. Kiedyś podczas meczu z Górnikiem zdarzyło mu się nawet zbluzgać swojego szkoleniowca, bo ten ośmielił się zdjąć go z boiska. A później Jurado poprawił jeszcze na łamach Faktu: Jestem już zmęczony tą sytuacją, że co mecz trener ściąga mnie na początku połowy. Chcę grać, a nie mam takiej możliwości. A to, że się tak zachowałem, to była taka sportowa złość. Dlaczego jestem zmieniany? Nie pytaj o to mnie, zapytaj trenera.
Czyli gwiazdor Jurado raczej się nie spodziewał, że następcy Brosza w Piaście pójdą jeszcze dalej, i nie tylko będą go ściągać z boiska, ale w ogóle odeślą na ławkę. W tym kontekście wszystkie przewinienia pana Marcina poszły w niepamięć i należy mu się dozgonny szacunek. A Perezem Garcią i Latalem Ruben może co najwyżej wzgardzić.
Nawet nie chodzi o to, że chcemy bronić warsztatu Latala, czy tym bardziej Pereza Garcii, którego największym atutem był fakt, że – niczym Paweł Janas – nie wpierdalał się. Problem w tym, że Jurado przyczyn swoich niepowodzeń szuka wszędzie, tylko nie u siebie. A tak naprawdę to on jest najbardziej winien sytuacji, że z potencjalnej gwiazdy ligi zmienił się w rezerwowego dwunastej drużyny Ekstraklasy.
Cztery lata Hiszpana w Polsce to tak naprawdę jeden systematyczny zjazd. Jako że od cofniętego napastnika wymaga się przede wszystkim goli i asyst, to z nich musimy go rozliczyć. A Jurado swój najlepszy wynik osiągnął – co zrozumiałe – jeszcze w pierwszej lidze, gdzie wypracowywał Piastowi gola raz na 140 minut. Jego pierwszy rok w Ekstraklasie to już gol lub asysta raz na 157 minut, a sezon później raz na 177. A teraz Ruben odchodzi do rumuńskiego Targu Mures mając na koncie wypracowaną bramkę średnio co 371 minut. Czyli, w porównaniu do zeszłego sezonu, potrzebował przeszło dwa razy więcej czasu na zdziałanie czegokolwiek pod bramką przeciwnika.
Odstawienie Jurado od składu miało więc bardzo mocne uzasadnienie w liczbach. I jakoś nie chce nam się wierzyć, że Latal, Perez Garcia czy ktokolwiek inny trzymałby Hiszpana na ławce, gdyby ten znajdował się w świetnej formie. Zresztą sam piłkarz zadaje sobie sprawę, że nie był w najwyższej dyspozycji, co potwierdził w innym ujmującym kawałku rozmowy z PS.
Na pożegnanie chciałbym wyjaśnić, że moja słabsza ostatnio forma wynikała z tego, że nie grałem. Straciłem pewność siebie, bo wiedziałem, że na mnie nie stawiają.
Czyli nie było tak, że Ruben stracił formę i usiadł na ławce. Przeciwnie, on najpierw usiadł, a dopiero później stracił formę. To wiele wyjaśnia i demaskuje skrajną niekompetencję trenerów Piasta. A Rubenowi wypada tylko współczuć, ale zarazem można też pogratulować. Właśnie wymyślił wymówkę, którą w dowolnym momencie może posłużyć się dowolny rezerwowy piłkarz na świecie: jestem bez formy, bo siedzę na ławie.
Strach pomyśleć, co powie po roku treningów u Petrescu.
Fot. FotoPyK