Niecały rok po triumfie w mistrzostwach świata niemiecka piłka ma spory problem. Pierwsza reprezentacja nie zachwyca, a młodzieżówka wręcz skompromitowała się w Czechach.
Emre Can, z którego w Liverpoolu chcieliby zrobić następcę Stevena Gerrarda. Marc-Andre ter Stegen, nazywany najlepszym bramkarzem młodego pokolenia na świecie. Matthias Ginter, świętujący przed rokiem tytuł mistrza świata z dorosłą reprezentacją. Kapitan Kevin Volland, ocierający się o grę w kadrze Joachima Loewa. Paczka, która mądrze prowadzona pewnie i poradziłaby sobie w dorosłym turnieju, miała w Czechach sięgnąć po złoto Młodzieżowych Mistrzostw Europy. W sobotę niemiecka myśl szkoleniowa dostała jednak mocno po dupie i dziś wszyscy zastanawiają się, co za choroba w ostatnim roku dopadła ich futbol. 0:5 z Portugalią w półfinale i zamiast marzeń o złocie, duży moralniak w rozgrzanych głowach niemieckich gwiazdeczek.
W kraju zawrzało. Reporterzy atakowali piłkarzy trudnymi pytaniami, a w obronie zawodników stanął komentator Steffen Simon, tłumacząc że ta porażka pozwoli młodzieżowcom szybciej dojrzeć. Jeszcze przed półfinałem swoje uwagi dorzucił trener Wolfsburga. Dieter Hecking głośno wyrażał swoje niezadowolenie z faktu, że jego podopieczny Maximilian Arnold cały turniej przesiaduje na ławce. – Ignoruję te słowa i skupiam się wyłącznie na półfinale z Portugalią – przyznał selekcjoner Horst Hrubesch.
Do przerwy 0:3, jednak Arnold nie podniósł się z ławki i w turnieju nie zagrał nawet minuty. Gość, który regularnie występował w drugim zespole Bundesligi. Krytyką obarczono liderów drużyny i trenera, który z indywidualności nie potrafił stworzyć w miarę rozumiejącej się grupy. Przywiązał się do nazwisk, a te nazwiska najprawdopodobniej zrzucą go teraz ze stołka. – Gdy przegrywasz 0:5, nie można szukać jakichkolwiek wymówek. Chcieliśmy grać agresywnie od samego początku, ale nie weszliśmy dobrze w mecz. Czułem tylko ulgę, że nie skończyło się wyższą porażką. Zespół ma charakter, aby to zaakceptować. Wygrywamy razem i razem też przegrywamy – przyznał po meczu Hrubesch. Nie, to naprawdę nie są słowa, które przystoją niemieckim szkoleniowcom. Czuć ulgę po porażce 0:5? Loew, czy ktokolwiek inny, zakopałby się ze wstydu, ale wcześniej przyjąłby jeszcze krytykę na klatę. Tymczasem Hrubesch podkreślił , że cieszy go awans drużyny na Igrzyska Olimpijskie w Rio.
Skoro selekcjoner okazał się minimalistą, swoje powiedział lider zespołu, Emre Can. – Jestem typem lidera i biorę na siebie odpowiedzialność. Możesz przegrać 0:5, czy 0:10, ale jeśli dałeś z siebie wszystko w takim meczu, to spojrzysz w lustro. Ja nie zostawiłem całego zdrowia na boisku. Może przed meczem myślałem, że jestem najlepszy? Czas teraz wrócić na ziemię. To, co zagraliśmy z Portugalią było żartem.
Tylko pięć punktów w trzech meczach fazy grupowej. Awans do półfinału z drugiego miejsca, a później totalna katastrofa. Tak trudnego roku niemiecka piłka nie przeżywała od mistrzostw Europy w Portugalii. Swoje problemy ma Joachim Loew, a młodzieżówka, której liderzy mieli wkroczyć do dorosłej kadry, zawaliła sprawę. Selekcjoner ma problemy ze środkiem obrony, jednak Ginter dał mu sygnał, że nie jest gotowy na powołanie we wrześniu. Bardzo słabo z Gibraltarem wyglądał Schweinsteiger, ale mogący go zastąpić Emre Can musi najpierw zejść na ziemię. Stężenie gwiazd w jednym zespole młodzieżowym przyniosło więcej wstydu niż korzyści. Dziś nie sposób powiedzieć, że Loew ma z kogo wybierać. Pokolenie Jogis Jungs dziś nabiera nowego znaczenia. Gintera i spółki jeszcze nie sposób nazwać poważniej.
MICHAŁ WYRWA