Od kilkunastu godzin w różnych mediach przeczytacie, że Sotiris Ninis może zostać zawodnikiem Legii. Zrobicie to, bo tak napisali Grecy, więc Polacy chętnie przepisują powołując się na ich źródła. Tylko, że ci sami Grecy wcześniej przepisali od Polaków – zresztą z błędem, co kluczowe. I tak powstał klasyczny przykład transferowego głuchego telefonu.
Niewiarygodne jak wiele medialnego szumu może powstać przez to, że kogoś zawiódł tłumacz Google’a. Ninis wychodzi dziś z każdego możliwego kąta, a wystarczy prześledzić, gdzie jest początek tego kłębka.
Pierwszy grecki portal o zainteresowaniu nim napisał, powołując się na Onet, który w tekście na całkiem inny temat, o zupełnie nie tym zawodniku, zawarł mało istotną dygresję. Wzmiankę o tym jak to Michał Żewłakow, szef skautingu Legii, ma dobre kontakty w Grecji i w minionym roku chciał sprowadzić Ninisa z Panathinaikosu, ale ten nie był zainteresowany.
„Dzięki osobie Michała Żewłakowa, który grał w przeszłości w Olympiakosie, stołeczny klub ma dobre kontakty w Grecji i na Cyprze. W ten sposób do Legii mógł wcześniej trafić reprezentant Grecji – Sotiris Ninis”
I tak dalej, i tak dalej, odgrzewany kotlet sprzed wielu miesięcy.
Grecy jednak wklepali do translatora, zrozumieli nawet mniej niż piąte przez dziesiąte i puścili w obieg, jako świeżutkiego newsa. Dalszą część historii znacie – Polacy przepisali od nich. I tak oto każdy portal zyskał parę kliknięć dzięki nieprawdziwej informacji. Nowoczesne dziennikarstwo. Cytując Pawła Zarzecznego: „byle prawda nie przeszkadzała w pisaniu”.