Karuzela transferowa się kręci, co – nie ukrywamy – bardzo nam się podoba. Lech, Legia, Jagiellonia i Lechia będą mogły pozwolić sobie na zakupy gotówkowe, a pozostałym pewnie jak zwykle pozostanie wyciąganie tych, którzy do wzięcia są za darmo. Cracovię za sprowadzenie Grzegorza Sandomierskiego należy jedynie pochwalić.
Sandomierski to największe zaskoczenie minionego sezonu. Z jednej strony, bo pokazał, jak przy łatce utalentowanego i perspektywicznego bramkarza można zjechać w dół. I z drugiej, jak z tego dołu da się wydostać. Jesienią i wiosną to był zupełnie inny człowiek.
Ciężko zbierać pochlebne opinie, kiedy praktycznie każdy strzał rywala kończy się golem. Jeszcze ciężej, kiedy rywalizację między słupkami przegrywa się z Andrzejem Witanem. Jeden cios bardziej bolesny od drugiego. To wszystko powodowało, że w pierwszej części sezonu pisaliśmy, że Sandomierski za moment będzie miał więcej klubów w CV, niż udanych występów, że to największy regres ostatnich lat. Mowa była przecież o bramkarzu, który jeszcze niedawno był powołany do reprezentacji Polski i znalazł się w kadrze na Euro.
Do formy, dzięki której znacząco wyróżniał się w lidze, zdołał jednak wrócić – wystarczyło kilkanaście tygodni przerwy i spokojna praca z Mariuszem Rumakiem, by efekt był pozytywny. Sandomierski po różnych perypetiach, kilku błędnych decyzjach transferowych, w końcu bronił na miarę gościa, który cieszył się naprawdę świetną opinią.
Cracovia bierze dziś bramkarza-zagadkę, który zdaje się wrócić na właściwe tory. Mimo, że w 28 meczach wyjmował piłkę z siatki ponad 40 razy, wiele wiosną udowodnił. Nie przypadkiem miał w tym roku imponującą średnią not 5,44, odgrywając kluczową rolę w odradzającym się Zawiszy. Bo jeśli ktoś w tym zespole odrodził się indywidualnie, to przede wszystkim on.
Sandomierski ma podpisać z Cracovią trzyletni kontrakt, a przede wszystkim rozwiązać problem, o którym dopiero co mówił trener Zieliński. To znaczy, czas na bramkarza, który stworzy rywalizację Krzysztofowi Pilarzowi. Sandomierski da sobie z tym spokojnie radę, a bardzo możliwe – o ile utrzyma formę z wiosny – wyrośnie na pewną „jedynkę” u Zielińskiego.
fot. FotoPyk