Dobra wiadomość: Kazimierz Greń zdyskwalifikowany na dziesięć lat. Zła wiadomość: wyrok nie jest jeszcze prawomocny i teoretycznie może zostać zmniejszony. A tego byśmy nie chcieli.
Ktoś powie – rany, jak ostro! No, faktycznie – ostro. Takich kar to nawet nie dostawały niektóre wybitne mendy w aferze korupcyjnej. Jednak należy zadać inne pytanie: czy Kazimierz Greń jest potrzebny polskiej piłce? Czy jego działalność w futbolu może przynieść cokolwiek pozytywnego, czy tylko dalsze idiotyczne jątrzenie, spiskowanie i notoryczną destrukcję, a wszystko podlane sosem wstydu i obciachu? Gdyby zdyskwalifikowano go na trzy lata, to za moment by znowu wrócił, bo tacy zawsze wracają. Ale dziesięć lat – to już szmat czasu. Akurat by znaleźć nowy sposób na życie, na przykład otworzyć sex-shop w Rzeszowie.
Na dziś Greń został wyautowany i to świetna wiadomość dla naszego futbolu, bo takich ludzi tu nie potrzeba. Potrzeba rozsądnych, inteligentnych menedżerów, którzy w swoim regionie mogą faktycznie coś popchnąć do przodu. Nie jesteśmy więc w stanie okazać litości, bo ten operator frezerki i tak długo wiózł się na swojej futbolowej sławie. Już wystarczy.
Zadzwoniliśmy do Mikołaja Bednarza, przewodniczącego komisji dyscyplinarnej PZPN.
– Bardzo surowa ta kara – zaczęliśmy (w sumie nie wiemy, dlaczego tak właśnie zaczęliśmy, ale stało się).
– Najsurowszą jest jednak wykluczenie z PZPN. Taka kara nie zapadła – odparł.
I dalej: – W toku rozpoznania sprawy uznaliśmy, że przewinienie jest przewinieniem poważnym, biorąc pod uwagę pozycję zawodową Kazimierza Grenia. Wzięliśmy też pod uwagę jego postawę i fakt, że mimo pierwotnych deklaracji pomocy w wyjaśnieniu sprawy, pan Greń uniemożliwił nam dostęp do materiałów zebranych przez sąd w Dublinie. Tym samym jasno nam pokazał, że nie ma argumentów na swoją obronę, a jedynie chce torpedować nasze postępowanie. Nie przedstawił żadnego spójnego stanowiska, natomiast my uznaliśmy, że dowody przez nas zebrane są wiarygodne.
Niebywały koniec tej pseudokariery. Greń chciał wszystkich wokół topić, a zapomniał, że sam nie umie pływać.
Fot. FotoPyK