Zbliża się koniec sezonu, a więc i czas wzmożonych plotek na rynku transferowym. Przedsmak mamy już dziś, bo w „Przeglądzie Sportowym” wyczytaliśmy, że Lech jest zainteresowany pozyskaniem dwóch swoich byłych piłkarzy, czyli Mateusza Możdżenia oraz Kamila Drygasa. Ten pierwszy miał już rozmawiać o swojej sytuacji z Piotrem Rutkowskim, natomiast pomocnik Zawiszy szykowany jest na następcę Karola Linettego, którego rychłe odejście wydaje się bardzo prawdopodobne.
Trzeba przyznać, że ciekawie potoczyły się losy obydwu piłkarzy, bo – przypomnijmy – Lech dosyć intensywnie zabiegał o pozostanie Możdżenia, natomiast Drygasa pozbył się bez żalu. Dziś sytuacja jest zupełnie inna, bo to pomocnik Zawiszy jest gorącym towarem na rynku i zawodnikiem ocierającym się o najwyższy ligowy poziom, a Możdżeń kompletnie się wykoleił. Dziś powrót Mateusza nie byłby niczym więcej, niż wyciągnięciem ręki do swojego byłego piłkarza. Sportowo ciężko nam tu znaleźć jakiekolwiek uzasadnienie.
A przecież to właśnie Możdżeń trafił do drużyny, w której teoretycznie miał idealne warunki do rozwoju. On nie musiał walczyć o życie – jak teraz robi to Drygas – tylko mógł się spokojnie wdrażać do zespołu. W Lechii dostał szansę na dwóch pozycjach, czyli na prawej obronie i w środku pomocy, i na obu sobie nie poradził. A tej wiosny tylko cztery razy pojawił się na boisku na dłużej niż 30 minut.
Co więcej, powrót do Lecha po takim sezonie byłby dla Możdżenia awansem, na który zupełnie nie zasłużył. A i o miejsce w podstawowym składzie byłoby mu jeszcze trudniej niż w Gdańsku. Na prawej obronie pewne miejsce ma Kędziora, a przecież właśnie podpisano nowy kontrakt z Ceesayem. Jeśli wspomniani piłkarze będą do dyspozycji Macieja Skorży, Możdżeń może liczyć co najwyżej na pozycję numer trzy.
Wcale nie lepiej sytuacja wygląda w środku pola. Jeśli Lech pozyska w końcu porządnego napastnika – a na to się zanosi – Kasper Hamalainen na stałe wróci do linii pomocy. A oprócz niego są jeszcze Trałka, Jevtić, Linetty i kilku innych gości, którzy wcale nie wyglądają gorzej niż zawodnik Lechii, choćby młody Serafin. A nawet jeśli odejdzie Linetty, to i tak nie wyobrażamy sobie sytuacji, żeby ktoś w Poznaniu zgodził się na wymianę jeden do jednego właśnie na Możdżenia. To byłoby sportowe samobójstwo.
Zdecydowanie lepiej w roli następcy reprezentanta Polski wypadłby właśnie Drygas, bo to dziś jeden z najlepszych defensywnych pomocników w lidze, który potrafi zrobić też bardzo wiele z przodu. W tym sezonie im wyższa stawka, tym Kamil wygląda lepiej. W samym maju, w którym Zawisza zaciekle bił się o utrzymanie, zanotował aż pięć asyst. Drygas wyrasta więc na prawdziwego lidera drużyny i jest jednym z piłkarzy, na których w Bydgoszczy liczą najbardziej.
Zaistniała sytuacja pokazuje przy okazji, że w ostatnim czasie w Lechu podjęto dwie złe decyzje. Z perspektywy czasu można ocenić, że propozycja nowego kontraktu dla Możdżenia oraz pozbycie się lekką ręką Drygasa to nie były najlepsze wybory, i zdecydowanie lepiej byłoby postąpić odwrotnie. Pytanie tylko, ile błędów popełni Lech przy decyzjach związanych z tymi zawodnikami podczas najbliższego okienka?
Fot. FotoPyk