Najwyższa pora powoli zacieśniać krąg zespołów, które o utrzymanie w lidze powalczą do ostatniej chwili. Kto wie, może nawet do ostatnich minut 37. kolejki. Wczoraj udało się wymigać Cracovii, ale dopiero dziś przed nami dwa niezwykle ważne w tym kontekście mecze.
Najpierw Łęczna kontra Ruch, czyli spotkanie z cyklu „kto wygra, temu krzywda w tym sezonie już raczej się nie stanie”. Zostaną dwa mecze, a zwycięzca będzie miał – w najgorszym razie – cztery punkty przewagi nad Bełchatowem i Zawiszą. Bajka. Faworyta ciężko wskazać. Jedni i drudzy ostatnio idealnie definicję „grania w kratkę”, a już Łęczna może być w tym względzie wręcz symbolem całej ligi.
1:1 z Zawiszą na wyjeździe
3:1 z Koroną na wyjeździe
0:3 z Cracovią u siebie
3:2 z Piastem na wyjeździe
1:2 z Piastem u siebie
I bądź, człowieku, mądry, typuj wynik. Znajdź jakąś prawidłowość.
Waldemar Fornalik, wspominając ostatnią porażkę z Bełchatowem, mówi o „wypadku przy pracy, a nie symptomie obniżki formy”, chociaż na brak problemów nie narzeka. Kontuzji nabawił się Starzyński, pięciu kolejnych zawodników jest o jedną żółtą kartkę od kary zawieszenia, a Kuświk gola w Ekstraklasie nie strzelił od 600 minut.
Ale dość już o Ruchach i Górnikach, bo jeszcze więcej w tej kolejce może nam wyjasnić mecz Bełchatowa z Zawiszą. Oto i ten rzadki moment, kiedy starcia dwóch najgorszych drużyn w lidze mogą elektryzować i warto… No, przynajmniej sprawdzić wynik.
Szczerze, sami chyb po raz pierwszy tej wiosny wierzymy, że Bełchatów może się utrzymać w Ekstraklasie. Przez całą dwa miesiące pracy Zuba spisywaliśmy go na straty. Zresztą, wszyscy to robili, zgodnie z tym, co widzieli tydzień po tygodniu. Ale nie dość, że z Ruchem w miniony poniedziałek GKS zagrał świetnie, że z pewnością dostał mentalnego kopa, to teraz patrzymy jeszcze w terminarz i tabelę…
35. kolejka – u siebie z Zawiszą
36. kolejka – u siebie z Koroną
37. kolejka – na wyjeździe z Łęczną.
Czy to nie jest idealny układ dla zespołu Kieresia? Najpierw domowe mecze z dwoma najpoważniejszymi konkurentami, a na koniec Łęczna, która przed 37. kolejką – choć to oczywiście nie jest przesądzone – może być już pewna utrzymania.
Zawisza ostatnimi czasy na wyjazdach osiągał wyniki słabe albo bardzo słabe. Przegrywał z Cracovią, Górnikiem, Legią, remisował z Podbeskidziem. Po raz ostatni wygrał sześć tygodni temu – właśnie w Bełchatowie. Było to zresztą jego najwyższe zwycięstwo w tym sezonie, 4:1, ale coś czujemy w kościach, że tym razem i jedni, i drudzy są mentalnie i piłkarsko w trochę innej dyspozycji.
We Wrocławiu, dla odmiany, ostatnia szansa, aby ruszyć w górę, w kierunku trzeciego miejsca. Trzeciego, nie czwartego, bo ono – poza tym, że gwarantuje grę w pucharach, zapewnia także zawodnikom premie [600 tysięcy do podziału] za ligowe podium.
W teorii, wszystko jest możliwe, w praktyce, jakoś tego nie widzimy. Widzimy za to tabelę wiosny, w której wrocławianie plasują się na przedostatnim miejscu z mniejszą liczbą zdobytych punktów aniżeli rozegranych spotkań. To zdecydowanie nie jest ich półrocze, cokolwiek Tadeusz Pawłowski chciałby powiedzieć na ten temat.
Zresztą, szerzej pisaliśmy o tym wczoraj.
Dziś zagrają z Lechią, która przyjeżdża do Wrocławia bez dwóch ważnych ogniw – wykartkowanego Mili i kontuzjowanego Wawrzyniaka. Słychać, że tego ostatniego tym razem ma zastąpić nie „elektryczny” Rudinilson, ale… Grzelczak. Może być ciekawie.
„Kiedyś mówiono, że Śląsk nie jest w stanie zdobyć mistrzostwa Polski, a je zdobył”, punktuje rezolutnie Paweł Barylski, asystent Pawłowskiego, przekonując, że póki piłka w grze, wszystko może się wydarzyć. Chociaż najciekawiej / najzabawniej wypowiada się na temat wspomnianego Mili. „To zawodnik, posiadający magiczne dotknięcie, które predysponuje go do gry w silnych zachodnich ligach. Poświęcaliśmy dużo czasu analizom Lechii (!) i wiemy, że to bardzo ważny gracz”.
Oby to nie był jedyny konstruktywny wniosek z tych wnikliwych analiz.