Smutne, jak ludziom odbija szajba. Smutne, jak szybko zapominają, co jest w życiu najważniejsze. Smutne, jak tracą orientację, co komu zawdzięczają. Dzisiaj o swojej piramidalnej głupocie postanowił poinformować Wojciech Szczęsny. Zrobił to w taki oto sposób…
Wojciech Szczęsny od ponad dwóch lat nie rozmawia z ojcem i ma dość jego komentarzy na temat Klubu i Menedżera, którym tyle zawdzięcza. Słowa „Klub” oraz „Menedżer” napisał wielką literą, w przeciwieństwie do słowa „ojciec”. Ojcu zapewne Wojtuś nie zawdzięcza nic a nic.
Oczywiście może się po stokroć oburzyć na to, co zaraz napiszemy, ale prawda jest zupełnie inna – wszystko zawdzięcza Ojcu, a nie klubowi i menedżerowi. To ojciec był wspaniałym bramkarzem i to ojciec w genach przekazał mu talent do gry na tej pozycji. Kto widział obu w akcji, ten wie, że mają dokładnie te same kocie ruchy, tę samą zwinność. Gdyby Maciej Szczęsny miał 160 centymetrów wzrostu i pracował jako hydraulik, to niewykluczone, że i Wojtek jako konus dzisiaj naprawiałby krany. Ale pewne jest jedno – nie grałby w czołowym klubie Premier League i nie zarabiał kosmicznych pieniędzy. Trzeba też pamiętać, że to Maciej wsadził go w samolot do Anglii, co dla każdego rodzica jest decyzją straszną. A zanim go w ten samolot wsadził, to go znakomicie trenował.
Ojciec z synem mogą się kłócić, może się tam wszystko wewnątrz kotłować, ale Wojciech Szczęsny zapomniał o elementarnych zasadach i o lojalności. Wenger jest dzisiaj tym dobrym, bo wypłaca mu gwiazdorski kontrakt, a ojciec – tym złym i niepotrzebnym, bo już nie musi dawać kieszonkowego, za to coś pieprzy pod nosem.
Każdy wie, że Wojciech nie odpowiada za słowa Macieja, każdy też wie, że słowa Macieja nie zawsze mu służyły – ale na pewno zawsze były szczerze i wynikały z troski. Nawet jeśli nie pomagały, albo wręcz przeszkadzały, to jednak intencje były oczywiste: ojciec dobrze życzył synowi i nie godził się z pewnymi decyzjami szefostwa Arsenalu.
Gdyby Wojciech Szczęsny był normalnym człowiekiem, to poprosiłby ojca o zaprzestanie wywiadów, a jeśli by to nie poskutkowało – trudno. Bo to co Wojciech też ma z Macieja, to ta niepokorność, wyszczekanie, swobodę wypowiedzi, nieumiejętność gryzienia się w język. Są więc tacy sami, nie tylko na boisku. Wyobrażamy sobie, że wdzięczny za wszystko syn – mimo tych nieszczęsnych wywiadów – nie tylko odbiera telefony od taty, ale jeszcze co miesiąc marne 5 procent zarobków przesyła na konto ojca.
Wojtkowi może się wydawać, że od 1 stycznia nie zagrał w Premier League z powodu komentarzy ojca. Dużo mu się może wydawać. A prawda jest niestety inna – im bardziej odlatywał w przestworza, tym bardziej oddalał się od bramki Arsenalu. I Maciej Szczęsny nie ma z tym nic wspólnego. Mało tego – gdyby Wojtek dalej słuchał jego bramkarskich porad, zamiast słuchać klakierów, może dzisiaj mocniej stąpałby po ziemi i byłby lepszym bramkarzem.
Fot. FotoPyK