Mecz Podbeskidzia z Cracovią przypomniał o jednym – zaczyna się ciężki okres w Ekstraklasie. Słoneczko zaczęło prażyć, temperatura dobiła do 23 stopni, więc piłkarze w swoich głowach rozpoczęli już wakacje. Szczególnie ci, którzy praktycznie już przed tą kolejką mieli utrzymanie i liczyli na wygodny remisik. Z takiego założenia solidarnie wyszły dziś obie ekipy, aż Jacek Zieliński odwrócił się za siebie, spojrzał na ławkę i… odmienił mecz. To się nazywa wpływ trenera na widowisko. Trzy zmiany – przeciwnik rozjechany. Cracovia zostaje w Ekstraklasie.
Mniej więcej do 70. minuty pierwsze z dzisiejszych starć toczyło się takim rytmem jak głosowanie na prezydenta FIFA. Jednostajnie, monotonnie, bez zwrotów akcji. Przewidywalnie. W rolę śpiącego działacza z Tahiti wcielili się zwłaszcza (nomen omen) Śpiączka, a po drugiej stronie kwartet Cetnarski-Budziński-Rakels-Jendrisek. Pierwsza połowa była prawdopodobnie jedną z najgorszych pierwszych połów w historii Ekstraklasy i nic nie zapowiadało, że gra nagle się odmieni. Tym bardziej, że psikusa jeszcze przed meczem zrobił Dariusz Kubicki, który odstawił od składu Zajaca, pozbawiając mecz tym samym elementu humorystycznego. Do tej pory zwykle wystarczyło pokopać koło Słowaka, a piłka jakimś torem i tak wtoczyłaby się do bramki. Ale do tego trzeba dynamiki, jakiej Cracovia nie dostarczała.
Aż na boisku zameldował się duet Zjawiński-Dialiba. 117 sekund – tyle Senegalczyk potrzebował na pierwsze trafienie, a po czterech minutach dołożył drugie. Oba po świetnych asystach Zjawińskiego. Zieliński, widząc, że Podbeskidzie jest na leżakach, wpuścił jeszcze Wdowiaka, ten też dograł do Dialiby (choć przy asyście obrońców) i masakra została przystemplowana. Stano z Koniecznym mogliby zacytować Tomasza Wróbla, bo Diabang zrobił im taki gang-bang, że nie podniosą się chyba do środy.
Jacek Zieliński dokonał niemożliwego. Jego bilans z Cracovią (5-2-0) jest wręcz zbyt dobry, szczególnie w perspektywie następnego sezonu. Skoro jednak drużyna już się utrzymała, szkoleniowiec – z myślą o swojej posadzie – powinien zaproponować piłkarzom odpuszczenie dwóch ostatnich kolejek. W przeciwnym razie profesor Filipiak może się za bardzo rozochocić i wyrzucić go trenera po kilku porażkach na starcie rozgrywek 2015/16. Tak postępuje się np. w Bielsku, gdzie każda roszada trenerska cofa klub o co najmniej jedną długość. Efekt do przewidzenia – pierwsza liga coraz bliżej.