Zmieniają się w Podbeskidziu trenerzy, zmieniają się piłkarze, ale nie zmienia się jedno – w bramce musi stać albo niedojda, albo emeryt. Oba te kryteria spełnia zresztą Richard Zajac. Człowiek zasłużony dla tego klubu – co do tego nie ma wątpliwości, ale też człowiek, który powinien przed rokiem zakończyć karierę. Czyli zanim zwolnił Leszka Ojrzyńskiego i zanim zwolni (?) Dariusza Kubickiego. Dzisiejsza porażka z Piastem jest kolejną, która spada na konto Słowaka. I to właśnie przez niego Podbeskidzie wciąż walczy o utrzymanie, bo Piast praktycznie już się utrzymał.
Za nami mecz o dwóch obliczach. Pierwsza połowa to był gwałt na telewidzach. Typowe spotkanie do oglądania na Livescore, gdzie w ruchu znajduje się jedynie ten zawodnik, który ma piłkę, a cała reszta stoi. Sceneria, w której idealnie odnalazłyby się takie osobniki jak Michał Janota, ale kibice już nieszczególnie. W takich warunkach – gdy nikt nie chce forsować tempa – trzeba zwykle liczyć na stałe fragmenty gry. Te nie wychodziły dziś prawie nikomu (zwłaszcza Iwańskiemu), aż do piłki podszedł etatowy egzekutor z Estonii i komentatorzy znów mogli się zachwycać jego wachlarzem możliwości przy rzutach wolnych. Tym razem jednak Vassiljev nie przymierzył precyzyjnie po okienku. Walnął prostym podbiciem w Zajaca, ten wybił tuż przed siebie, a do piłki dopadł Hebert, dając Piastowi prowadzenie do szatni.
Druga połówka była już znacznie lepsza. Podbeskidzie co prawda wciąż stało w blokach, ale wybudzać zaczęli się szczególnie Wilczek z Zivcem, sprawnie wspierani z lewej obrony przez Klepczyńskiego, który zaliczył asystę przy bramce Vassiljeva. Piast mógł jeszcze podwyższyć prowadzenie, ale Hanzel nie wykorzystał doskonałego podania Wilczka, a w innej akcji snajpera Piasta zatrzymał Zajac. Słowak po prostu przywalił mu z piąchy. – Zagranie godne KSW – spuentował Marcin Baszczyński, ale sędzia Stefański nie reagował. Brak faulu, brak kartki.
Arbiter nie zareagował też po ręce Górkiewicza w polu karnym, jednak w tej sytuacji obrońca Podbeskidzia zagrał przypadkowo. To znaczy… Mamy taką nadzieję, bo pozę do lotu przyjął dość niecodzienną. Można też zadać pytanie, czy Konieczny nie powinien wylecieć z drugą żółtą po faulu na Wilczku, ale wyniku w niewydrukowanej tabeli i tak to nie zmieni. Taki jednak obejrzeliśmy mecz, że więcej emocji niż gra wywoływały właśnie pomyłki sędziowskie. Do tego stopnia, że mimo nawałnicy Podbeskidzia w końcówce, którą honorowym golem wykończył Cisse, „Baszczu” rzekł: dobranoc.
Fot. FotoPyK