Od rana wiedzieliśmy, że to co najciekawsze w Niemczech zdarzy się na dole tabeli. Bundesliga nie zawiodła, a sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Najpierw leciały wielkie marki, VFB i HSV. Potem na aucie znalazło się HSV i Paderborn, ten stan utrzymał się do przerwy. Po przerwie szczebel niżej miało grać Paderborn i VFB, ale koniec końców z ligą żegna się Paderborn i Freiburg. Wielkie marki, HSV i VFB, mające budżety, które teoretycznie powinny gwarantować walkę o puchary, dopiero rzutem na taśmę uratowały swój byt. Kosmos.
Stuttgart wygrał dziś pierwszy wyjazdowy mecz w tym roku. Timing.
— Michał Trela (@MichalTrelaBlog) maj 23, 2015
Można się śmiać z Schalke. Serio, nawet zachęcamy. Nie jest tak, że odpuścili dzisiaj mecz bez stawki, bo przez porażkę 0:2 z HSV będą musieli tłuc się w kwalifikacjach LE. To oznacza krótsze wakacje, granie od sierpnia, w teorii możliwość wyjazdu na Islandię albo gdzieś na Kazachstan. Było czego uniknąć, ale nie udało się, choć szanse się trafiały. Huntelaar mógł spuścić Hamburg z ligi, ale pudłował w sytuacjach, które jeszcze nie tak dawno temu kończyłby z zamkniętymi oczami. W miejsce Schalke wskoczył Augsburg, jedna z najbiedniejszych (choć w przypadku Niemiec należy powiedzieć: najekonomiczniej zbudowanych) drużyn ligi, absolutnie wielki wygrany tego sezonu. Oczywiście HSV jeszcze świętować nie może, bo czeka ich baraż, ale i tak bardzo wiele poszło dzisiaj po ich myśli. Dodajmy, że mogli wypaść z elitarnego grona pięciu ekip z czołowych lig, które nigdy nie spadły z najwyższej klasy rozgrywkowej: poza nimi to Inter, Real, Barca i Bilbao.
Stuttgart? Stuttgart akurat na utrzymanie zasłużył. Gonił, gonił i dogonił, ale formę w ostatnich tygodniach miał absolutnie na miarę Bundesligi. Dzisiaj postraszyło ich Paderborn, ale tylko do czasu i skończyło się na 2:1 dla VFB. Tak, było widać różnicę klas, bo umówmy się: Paderborn miało swoje piękne chwile, ale tak naprawdę trudno wskazać tu zawodnika, który na pewno znalazłby angaż w Bundeslidze i grał w pierwszym składzie gdziekolwiek indziej.
***
Piszczek na ławce, Kuba poza składem, ale Borussia w natarciu. Musiała dzisiaj wygrać z Werderem żeby zapewnić sobie grę w pucharach i swojego dopięła. Goście walczyli nawet całkiem dzielnie, ale dajcie spokój – BVB po dwudziestu minutach prowadziło 2:0, do przerwy 3:1. Miało ten mecz pod kontrolą.
Awans do LE jest istotny, ale przede wszystkim BVB żegnało dzisiaj Kloppa. Sceny niezwykłe. Jeśli powstałby gdzieś kiedyś ranking najmilszych pożegnań przy odejściu (wyrzuceniu?) z pracy, to Klopp zająłby wysokie miejsce. Pewna epoka definitywnie się kończy, ale zacznie się inna – zarówno w Dortmundzie, jak i gdzieś indziej na kontynencie z Jurgenem w roli dyrygenta. Czekamy z niecierpliwością na jego ruch.
***
A co tam w Monachium? A, ograli sobie Mainz, Lewy strzelił bramkę z karnego, ale Meiera nie doścignął i to zawodnik Eintrachtu królem strzelców… Generalnie jednak atmosfera bardziej jak na grillu u wuja Staszka, zero presji, pełen luzik, piwko.