Dwadzieścia cztery lata. Choć bardziej na miejscu byłoby chyba określenie: dwudziestoczteroletnie pasmo sukcesów, kto wie, możliwe, że zwieńczone potrójną koroną. Xavi Hernandez dokonał niemożliwego – przyćmił mistrzowską fetę udowadniając tym samym, że Barcelona potrafi żegnać swoje legendy z niesamowitą klasą. Co napisać o meczu z Deportivo? Wszystko zawarliśmy chyba TUTAJ, w tekście o dość nierozsądnych opiniach polskich komentatorów tego spotkania. O tym, że Barcelona komukolwiek cokolwiek odpuściła będzie się jednak mówić tylko u nas.
Reszta zajmie się Xavim.
Liczba trofeów, liczba jego fantastycznych zagrań, liczba meczów, asyst… Towarzyszenie Messiemu w jego najlepszych latach, ciągnięcie Barcelony również w latach chudszych. Ciężko w ogóle określić to wszystko słowami, dlatego ograniczymy się do jeszcze jednej kompilacji.
W Barcelonie feta, w Madrycie zaś rozległy się gwizdy, po raz kolejny. Oto Real, który miał przynajmniej honorowo pożegnać się z własną publicznością po – tu chyba nikt nie ma wątpliwości – nieudanym sezonie, przegrywa 1:2 z Getafe. Nieważne, że do końca meczu pozostaje ponad godzina, a Cristiano i spółka za moment te straty odrobią z nawiązką. Gwizdy jednak słychać. Cóż, kibice Realu są w tym sezonie mało wyrozumiali…
To był dziwny mecz i aż nadto było widać, że o pietruszkę. Real wyszedł i kopał piłkę tak, jakby był na treningu: bez przesadnego zaangażowania, bez wielkiej spiny i również bez większego problemu. W ten oto sposób wyklepał siedem goli, z czego do siatki trafił nawet Jese. Ale luz Królewskich był dziś tak duży, że kosztował ich utratę trzech bramek. No i te gwizdy (choć były później też oklaski, np. dla Casillasa).
Dziwne w tym meczu było wszystko, bo Real – mówcie, co chcecie – nie jest przyzwyczajony do gry o nic, mając jednocześnie na koncie sezon bez sukcesów. Copa del Rey: 1/8 finału. Liga Mistrzów: 1/2 finału. Primera Division: drugie miejsce. A do tego wszyscy mówili dziś o odejściu Carlo Ancelottiego. Gianluca Di Marzio, znany w środowisku gość, poinformował, że warunki rozstania Realu z obecnym trenerem są przesądzone. Ale to wciąż nie jest wiadomość w pełni potwierdzona.
I takie wrażenie w trakcie tego meczu odnosiliśmy: jakby wraz z ostatnim gwizdkiem miała zostać postawiona kropka kończący rozdział. W ten nowy Królewscy muszą wejść, zapominając o kończącym się dziś sezonie. Albo, to nawet lepsze, wyciągając z niego wnioski. Zresztą, dziś zobaczyliśmy nawet debiutującego Martina Odegaarda. To może być drobny symbol nowej epoki, bo chłopak ma 16 lat, pięć miesięcy, sześć dni.
A teraz odpowiedzcie sobie sami: co wy robiliście w jego wieku? Bo on został najmłodszym piłkarzem w historii Królewskich.
Real wygrywa 7:3. Stwierdzenie, iż żegna się godnie, byłoby na wyrost, bo na nikim zwycięstwo z Getafe nie robi wrażenia. Madryt dziś wymaga i za ten sezon oczekuje większej rekompensaty. A o tym to, że Cristiano Ronaldo machnął w 21 minut hat-tricka (i raz z bliska trafił w słupek), że James strzelił gola bezpośrednio z rzutu wolnego, że Jese z Marcelo trafili po razie, szybko się zapomni. Real ma w tej chwili ważniejsze sprawy do załatwienia.
To tyle w tym sezonie La Liga. Mistrzem Barcelona, na plecach Real, dalej Atletico. Na czwartym miejscu – jednak, po niesamowitym dreszczowcu z Almerią – Valencia. Sevilla musi zadowolić się piątym miejscem. Z ligi lecą Eibar, Almeria i Cordoba.