Reklama

Czy ktoś wierzy w utrzymanie Bełchatowa? I ma jakiekolwiek argumenty?

redakcja

Autor:redakcja

18 maja 2015, 15:38 • 3 min czytania 0 komentarzy

Liga po podziale punktów nabrała rozpędu i z przyjemnością patrzymy w tabelę, gdy jeden mecz może tak wiele zmienić. Trudno jednak dziś o coś bardziej oczywistego niż spadek GKS-u Bełchatów. Nie da się dziś wskazać drugiej równie słabo grającej drużyny…

Czy ktoś wierzy w utrzymanie Bełchatowa? I ma jakiekolwiek argumenty?

Trzynaście meczów i pięć punktów. Nikt od początku roku nie ma niższej średniej niż jedno „oczko” na kolejkę, ale w Bełchatowie o takim wyniku mogą tylko pomarzyć. GKS od stycznia wygrał jedno spotkanie, zdążył wymienić nawet trenera, który bilans ma o wiele gorszy niż poprzednik. Jeśli Marek Zub chciał cokolwiek pokazać swoim powrotem do Polski, to raczej udowodnił, że do pracy na tym poziomie się nie nadaje. Dobrych kilka lat temu spadł ze Świtem z ówczesnej pierwszej ligi, potem to samo zrobił z Widzewem w Ekstraklasie. I teraz najprawdopodobniej też spadnie. To cały jego dorobek w roli pierwszego trenera w kraju.

Jesteśmy stanowczy, bo ciężko w tej chwili o optymizm. Sam Zub nie wie, co się dzieje. Po domowej porażce z Podbeskidziem stwierdził, że najchętniej nie wychodziłby na konferencje. Mówił o najsłabszym meczu od jego przyjścia i braku pozytywnej energii w zespole. A przecież kilkanaście dni temu pytany w „Przeglądzie Sportowym” o to, czy ugasił pożar, odparł: tak, przynajmniej udało się to zrobić w szatni.

Wychodzi więc na to, że po tym, jak za wąż strażacki chwycił Zub, nie zostało już właściwie nic. Sam trener nie ukrywa swojej bezradności, a na totalnie przybitego w przerwie meczu z Podbeskidziem wyglądał Michał Mak. – Katastrofa. Znowu popełniamy błędy w defensywie, a nasza gra to żenada – mówił. On sam, typowany przecież na lidera, zawodzi na całej linii. Bardziej szkodzi, niż pomaga. A GKS strzelił w tym roku dziewięć goli, sześć z nich to trafienia sprowadzonego zimą Arkadiusza Piecha, siódme – samobój rywali.

Bełchatowianie kompletnie nie mają pomysłu, jak grać. Nie mają rozgrywającego, ani nikogo, kto wziąłby odpowiedzialność na własne bramki. Piłka do najbliższego partnera i zero ryzyka. Do tego przerażenie w oczach i asekuracja. Widać to też po Maku, który – przypomina nam się sytuacja z soboty – zamiast w polu karnym ładować z dużą siłą z woleja, delikatnie dokłada nogę. Gdyby tylko miał taką możliwość, pewnie jeszcze by komuś podał.

Reklama

GKS się zmienił. Nie ma już Arkadiusza Malarza, który potrafił całym zespołem wstrząsnąć, włącznie z kolegami w obronie. Dziś bełchatowianie mają najgorszą defensywę w lidze, tracą średnio prawie dwa gole na mecz. Nie ma też Kamila Kieresia, którego ktoś inteligentny postanowił zwolnić. No i ma to, na co zasłużył – dwa punkty w siedmiu meczach z Zubem na ławce. Ten bezradnie rozkłada teraz ręce.

Kibicom Bełchatowa też już kończy się cierpliwość. Miesiąc temu po porażce z Zawiszą piłkarzom zostały zabrane koszulki i wystawione na sprzedaż. Sobotni mecz o życie przyciągnął na trybuny nieco ponad dwa tysiące ludzi. Słychać było gwizdy – i w przerwie, i po meczu – ale nawet tutaj brakowało mocy i energii. Ta złość przerodziła się w zniechęcenie i brak wiary. Kiedy mecz się skończył, kibice nie chcieli nawet, by zawodnicy podchodzili w ich kierunku.

A teraz pytanie: kto pamięta, że beniaminek z Bełchatowa był po czterech kolejkach tego sezonu liderem? To było chwilę po wyjazdowym zwycięstwie z Legią i domowej wygranej ze Śląskiem. Niebywałe.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...