Działacze Piasta drugi rok z rzędu postanowili degenerować swoich piłkarzy premiami za utrzymanie w Ekstraklasie. W dwa sezony zawodnicy z Gliwic mają więc szansę zgarnąć grubo ponad milion złotych – tylko za to, że w tym czasie nie wypadną z ligi. Paradoks polega na tym, że niewiele więcej dostaliby za awans do ósemki. Za to również mieli obiecane premie, ale kiedy okazało się, że z tego nici – pieniądze przerzucono na nowe cele.
– To dla nas mobilizujące. Uważam, że to dobry ruch ze strony działaczy – oświadcza Jakub Szmatuła. Niestety, rację ma tylko na początku. Z drugą częścią jego wypowiedzi się fundamentalnie nie zgadzamy.
Powtarzamy przy każdej możliwej okazji: wręczać premie za utrzymanie w lidze to ja dawać kelnerowi napiwek za to, że nie przyszedł do pracy w brudnych spodniach. Albo taksówkarzowi – za to, że w ogóle dowiózł nas na miejsce, nie powodując po drodze wypadku. Nieuzasadnione rozdawnictwo kasy za pozorny sukces, będący tak naprawdę… Niemalże zasranym obowiązkiem.
Piast w ramach walki o swój „zasrany obowiązek” zremisował dziś z Ruchem Chorzów. W tym sezonie nie wygrał z nim jeszcze ani razu – wcześniej przegrywał 0:2 i 0:1, ale tym razem, bez Kuświka, po stronie gospodarzy nie był za bardzo komu strzelać goli. Celnych strzałów było jak na lekarstwo. Chociaż jedyna bramkowa akcja – 10 / 10 w każdym elemencie. Wykończenie Efira, dośrodkowanie Starzyńskiego plus ofensywne wejście Surmy, bez którego nic by z tej akcji nie wynikło.
Trudno o tym meczu pisać. W zasadzie odnotowujemy tylko z kronikarskiego obowiązku.
Na początku meczu Piast miał trzy okazje do objęcia prowadzenia. Dwa razy przestrzelił Wilczek, w tym raz w absolutnie stuprocentowej sytuacji – chyba specjalnie, żeby za bardzo nie szarżować w walce o króla strzelców. Za trzecim wyręczył go już Vassilijev – trafiając bezpośrednio z wolnego.
Piast do przerwy był na prowadzeniu, ale po niej zrobił już niewiele, by podwyższyć wynik. Ogólne wrażenie było raczej takie, że to Ruch gra lepiej w piłkę. Trzech, czterech zawodników ciągnęło go do przodu. Szkoda, że w końcówce nie udało się trafić Helikowi – mielibyśmy gola po czymś, co prawie przypominało przewrotkę, ale piłka zatrzymała się na poprzeczce.
Gliwiczanie powoli ciułają punkty – po podziale tabeli uzbierali na razie jeden, ale jest szansa, że na utrzymanie – a więc również premię – starczy. Sytuacja w dole tabeli robi się arcyciekawa. Jedenasta Korona ma tylko oczko więcej niż przedostatni Zawisza. Największymi wygranymi dnia piłkarze Podbeskidzia i Cracovii, przegrany niezmiennie Bełchatów.