To będzie naprawdę pamiętny rok dla Superclasico. Jest tutaj coś z filmowego scenariusza: aż trzy potyczki w dziesięć dni, czyli wyjściowa sytuacja wyjątkowa, a jeszcze na koniec zwrot akcji. Ostatniego meczu bowiem nie dokończono – ultrasi Boca użyli wobec piłkarzy River mocniejszej broni, niż tylko przyśpiewek, szykan, gwizdów. Sięgnęli po gaz pieprzowy. Niebywałe. Jeśli ktoś wątpił w gorącą atmosferę derbów Buenos Aires, właśnie stracił wszystkie argumenty.
Czterech graczy River Plate odwieziono do szpitala. Prezes Boca, Daniel Angelici, stanął pod ostrzałem pytań i cóż, rozumiemy, że nie ma lekko, ale trochę się chłop miota: – Puszka z gazem pieprzowym jest mała, nie wiem do końca jak działa, ale przemycić ją łatwo. Gdy wpuszczasz pięćdziesiąt tysięcy osób na stadion niemożliwe jest, by udało się temu zapobiec. To problem ze społecznością, nie z futbolem. Ci ludzie są chorzy.
Idąc takim torem można by uzasadnić wszystko. Siekierę też w takim tłumie łatwo wnieść, nie mówiąc o pistolecie. Czy gdyby doszło do jakiegoś zajścia z udziałem wyżej wymienionych broni Angelici argumentowałby, że nie dało się nic zrobić? Idiotyczne rozumowanie, zamiatanie winy pod dywan. Jak niemal zawsze – lepiej by wyszedł, gdyby po prostu uderzył się w pierś.
Oczywiście Angelici kombinuje w ten sposób po to, by nie dostać walkowera. Mówi o pełnej kooperacji z policją, o skazaniu winnych zajść, a nie piłkarzy, przeprasza wrogi obóz. Rozwiązania są jednak tylko dwa: albo 0:3 dla River i awans tej ekipy, albo niesamowite, 45-minutowe Superclasico na neutralnej arenie. Czwarte na przestrzeni miesiąca, a po takich wydarzeniach posiadające wyjątkowy smaczek, nawet jak na te i tak utkane z barwnych kontekstów derby.