Powiedzieć, że Sylwestrowi Cackowi ostatnio nie idzie w biznesie to mało. Trzeba być naprawdę wybitnie zdesperowanym, żeby handlować herbem klubu, wobec którego jeszcze niedawno miało się poważne plany sportowe. Ale jest w tej historii i dobra wiadomość, przywracająca temu światu nieco dawnego porządku. Dokładnie tak, jak trzeba się było spodziewać, nie znalazł się chętny na zakup herbu łódzkiego Widzewa za „okazyjną” kwotę 2,5 miliona złotych.
Akcja Cackowi delikatnie mówiąc nie wyszła. Nie sprzedał ani prawa do znaku towarowego, ani działki należącej do klubu. Nie zamierza jednak tak łatwo się poddać – obiżył ceny o 500 tysięcy i dalej szuka frajera – w czym niezmiennie nie wróżymy sukcesu. W każdym razie, na dziś:
Herb – cena wywoławcza: 2 miliony złotych
Działka – 2,5 miliona.
Jak tak dalej pójdzie, trzeba będzie przyznać, że Ireneusz Król ze swoimi przelewami z Wiednia to był przy Cacku po prostu filantrop. Jedno co pewne, facet jest zdesperowany tak bardzo, że zdanie kibiców i wszystkich ludzi emocjonalnie związanych z Widzewem dawno ma już w poważaniu.
Miał być dobrodziejem, dziś wszyscy nim gardzą.
Mamy nadzieję, że się nawet nie łudzi – tego już się nie da odkręcić.