Chyba już najwyższa pora zadać to pytanie: czy Łukasz Zwoliński w obecnej dyspozycji ma szansę sięgnąć po koronę króla strzelców? Byłby to niezły paradoks, bo mówimy o piłkarzu, który aż dwunastu dotychczasowych meczów nie rozpoczynał w pierwszym składzie, a w kilku, przyćmiony przez Marcina Robaka, nie grał wcale. Ale szczerze – po cichu mu kibicujemy. Obserwując go ostatnio, mamy wrażenie, że gdyby dać mu piłkę i trzydzieści siedem meczów zaufania, jak obecnie, mógłby w tym sezonie nie mieć sobie równych.
Nie mamy nic do Wilczka, Kuświka, Brożka czy Paixao, ale umówmy się – wiosną oni wszyscy po tę koronę człapią. strzelili marnych parę goli. Tymczasem Zwoliński pruje, aż się dymi. Strzelił sześć bramek w pięciu kolejnych meczach, co w sumie daje mu dwanaście. Zaledwie dwanaście, ale gdyby tę aktualną formę potwierdził na finiszu, oddalibyśmy mu koronę w ciemno.
Tyle pochwał dla Portowców – no, może jeszcze za tę pierwszą bramkę, bo pomijając błąd w obronie, wyglądało to na przemyślany, nieprzypadkowy schemat. Krótkie rozegranie na głowę Rudola, przedłużenie w kierunku dalszego słupka i wykończenie Zwolińskiego.
1:0, a po zmianie stron i ledwie paru akcjach prowadzenie Lechii.
Koniec końców, ona wyraźnie przyćmiła dzisiaj Pogoń. Gospodarze byli dość oszczędni w poczynaniach ofensywnych. Prowadzili, choć przed przerwą oddali jeden celny strzał na bramkę. A że tuż po zmianie stron ponowili swoje zaproszenie do odważniejszych działań w ofensywie, to szybko na nich się zemściło. Dziewiątej bramki w sezonie intensywnie szukał Colak i ją w końcu znalazł, chociaż całą akcję zrobił największy plus spotkania, czyli Vranjes. Doskonale poszedł na przebój między rywalami i zagrał Colakowi idealną prostopadłą piłkę. Taką, jakich w Gdańsku częściej oczekuje się od Mili.
Karny wykorzystany (nie bez problemów) przez Vranjesa i czerwona kartka dla Matrasa raczej ostatecznie pozbawiła gospodarzy złudzeń o trzech punktach. To był moment – od 1:0 do 1:2 w kilkadziesiąt sekund, ale tak to w piłce bywa. Lechia zapracowała na to dziś solidnie, grajac przyjemny, ofensywny futbol. Za asystę przy trzecim i ostatnim goli brawa dla Nazario, bo on też ma w sobie to „coś”, a jesienią rzadko nam to pokazywał.
Pogoń, po świetnym początku Michniewicza, przegrywa drugie spotkanie z rzędu – znów prowadząc po trafieniu Zwolińskiego. Lechia nie żartuje. Puchary na wyciągnięcie ręki.