Gdyby ktoś zadał wam pytanie, który piłkarz Legii jest najlepszy wiosną, odpowiedź byłaby dość prosta: Guilherme, Rzeźniczak ewentualnie Kucharczyk lub Kuciak. Tuż za ich plecami znalazłby się jednak gość, który rzadko gra, ale kiedy już przebywa na boisku, to prezentuje porządny poziom. Nie jakiś wybitny, ale wystarczający, by wyróżniać się na tle ekipy Berga. Dominik Furman. Chłopak, który za granicą się wykoleił, wrócił z tej zagranicy zdecydowanie lepszy. Pytanie tylko – co dalej?
Legia wypożyczyła Furmana do końca sezonu. Traktowano to jako wyciągnięcie ręki do wychowanka klubu, który – jako kolejny – zadusił się w mocniejszej lidze. Furman odrzucił opcję dokończenia sezonu w Rosji (prawdopodobnie Torpedo Moskwa) i przystał na zdecydowanie niższą pensję w Legii. Niższą, czyli oscylującą wokół 20 tysięcy złotych miesięcznie – blisko trzy razy mniejszą od tej, jaką miał przed wyjazdem. Chciał po prostu ratować karierę. Szybko okazało się jednak, że Berg – tak jak zapowiadał jeszcze przed transferem do Tuluzy – nie widzi miejsca w jedenastce dla Furmana.
Przez całą rundę niewiele się zmieniło. Furman wykręcił jedynie trzy ligowe mecze od pierwszej minuty plus trzy w pucharze. W Ekstraklasie jednak naprawdę dał radę. Nie licząc meczu z Lechią, kiedy wyłożyła się prawie cała Legia – wyglądał dużo lepiej niż przed wyjazdem. Zdecydowanie poprawił stałe fragmenty, podejmował odważniejsze i trafniejsze decyzje, szukał gry do przodu… Wzmocnił się też fizycznie. Jednym słowem – zaczął przypominać piłkarza z papierami, a nie chucherko „przepraszam, że żyję”.
Teraz przed Furmanem najważniejsza decyzje w karierze. I to decyzje, które zapadną poza nim, bo sam najchętniej zostałby w Warszawie. Tuluza jeszcze jednak nie zdecydowała, czy będzie chciała Dominika zatrzymać. Wiele zależy od tego, czy utrzymają się w Ligue 1 (14. miejsce i dwa punkty przewagi nad strefą spadkową). Jeżeli spadną, prawdopodobnie wezmą chłopaka z powrotem. W przeciwnym razie Legia, która chce powrotu Furmana na stałe, będzie miała dużo lepszą pozycję negocjacyjną.
Istotne jest też pytanie, ile Tuluza zechce ewentualnie odzyskać z ok. 2,7 miliona euro, jakie wydała na Polaka. Jeżeli suma zakręci się powyżej bańki, transfer będzie mało realny.
Fot. FotoPyK