Nie znam gorszego miejsca niż szpitalny korytarz. Niż poczekalnia pod lekarskim gabinetem, kilka krzesełek i stolik z ceratą, przy którym czekasz na najgorsze wiadomości. Czy jest coś bardziej kruchego niż ludzkie życie? Coś bardziej kruchego niż zdrowie, szczególnie tych najmłodszych, albo jeszcze nienarodzonych? Nie ma nic zimniejszego od ścian, które ocierasz łażąc bez celu w oczekiwaniu na głos lekarza. To właśnie w tych miejscach najmocniej czuć wartość życia. Każda sekunda przed zamkniętymi białymi drzwiami zwiększa w oczach oczekującego wartość tego cudu, jakim jest ludzkie życie.
Każdy musi się tego nauczyć sam. Czy to na pierwszym rodzinnym pogrzebie, czy przed telewizorem przekonując się, że polski papież jednak nie jest nieśmiertelny, czy to właśnie podczas tych tragicznie bolesnych minut na szpitalnym korytarzu. Takie banalne, takie proste. Zaczynasz cenić życie, gdy niemal na własne oczy widzisz jego koniec.
Nie mam wątpliwości. Nikt, kto gapił się bez celu w klamkę i tabliczkę z napisem dr Iksiński choć kilka minut nigdy nie zrozumie jakiegokolwiek naruszania tej absolutnie nienaruszalnej sfery. Z mniejszym lub większym niesmakiem da się zerwać każdą kurtynę, obśmiać każdą przywarę, wyszydzić każde zjawisko, ale nie ludzkie życie. Nie jego tragiczny koniec, nie śmierć, z której prawo żartować mają jedynie ci, którzy za moment się z nią spotkają.
Jeśli istnieje na świecie cokolwiek warte każdego poświęcenia, każdej ofiary i każdego starania – to właśnie walka o życie. Jeśli istnieje na świecie jakakolwiek świętość – to właśnie życie, które jako najwyższą wartość uznają zgodnie wszystkie religie i wszystkie cywilizacje. Jeśli istnieje jakakolwiek zasada w tym świecie systematycznie rezygnującym z jakichkolwiek reguł – to właśnie zasada szacunku dla życia. Ludzie, którzy ją łamią, powinni słyszeć jednocześnie w uszach trzask ich kręgosłupów moralnych. Ci wpychający się z aparatami na pogrzeb Anny Przybylskiej. Ci reklamujący sekcję zwłok Roberta Leszczyńskiego. Ci, którzy wywieszali i wywieszają na stadionach w Stambule szmaty z hasłami nawiązującymi do morderstw popełnianych przez tureckich kibiców (by wspomnieć kibiców Leeds czy Marko z Crvenej Zvezdy). Wreszcie ci, którzy świetnie bawili się nawiązując do morderstwa sprzed dwóch dekad na Cracovii.
Nie widziałem tego na żywo, bo wpatrywałem się w białe drzwi w szpitalu. Stamtąd jeszcze trudniej zrozumieć, w jaki sposób można lekceważyć ten najcenniejszy dar. Świetna zabawa na grobie. Fetowanie morderstwa, jak to trafnie ujęto w tekstach na ten temat na Weszło. Trudno wyobrazić sobie coś bardziej nieludzkiego. Najgorsza jest zaś świadomość, że tych ludzi niczego nie nauczy nawet spacer tym przeklętym szpitalnym korytarzem, może nawet w momencie, gdy za ścianą będzie się kończyć życie ich pociętego maczetą brata. Albo dziecka.
Oby nigdy nie musieli się przekonać jaka jest wartość tego, czego odebranie tak radośnie świętowali.
*
Jeśli kiedykolwiek dotknie was coś bolesnego… Spróbujcie pójść do kościoła, nawet jeśli nieszczególnie wierzycie, nawet jeśli na co dzień “nie praktykujecie”. Pomaga.
Jakub Olkiewicz