Reklama

Cztery mecze, a ile szumu… O tym jak Wójcik prowadził Widzew

redakcja

Autor:redakcja

21 kwietnia 2015, 10:54 • 4 min czytania 0 komentarzy

– Jestem teraz wolnym trenerem i teoretycznie mogę nawet pracować w Realu Madryt. Każdej drużynie miałbym do przekazania sporo doświadczenia i wiedzy – mówił po tym, jak nie dogadał się w sprawie pozostania w Zniczu Pruszków. Ze strony Królewskich, z tego co nam wiadomo, konkretna oferta nie padła, ale zamiast Florentino Pereza o usługi Janusza Wójcika przed siedmioma laty zapytał Sylwester Cacek, zatrudniając go w Widzewie. To była ostatnia, jak do tej pory, poważna fucha “Wójta”.

Cztery mecze, a ile szumu… O tym jak Wójcik prowadził Widzew

Nie był on faworytem mediów, a tym bardziej kibiców. Znacznie częściej w kontekście ławki łódzkiego klubu wymieniało się Pawła Janasa czy ś.p. Włodzimierza Smolarka. Rozmowa Wójcika z Cackiem trwała ledwie 1,5 godziny. Potem wparował do szatni i od razu zrobił taką rewolucję, że presji nie wytrzymali trenerzy bramkarzy – Józef Młynarczyk i Tomasz Muchiński. Pierwszy uznał, że źle się czuł w nowym towarzystwie.

– Nie chcę się wypowiadać za ludzi, którzy mają jakieś wątpliwości. Może mieli ambicję prowadzenia tej drużyny? Trudno mi powiedzieć. Mogę tylko zapewnić, że jeżeli po jednym treningu zobaczę, że ktokolwiek nie chce iść tą drogą, którą ja zamierzam, to taki człowiek nie będzie ze mną współpracował – powiedział w swoim stylu.

Wójcik był wtedy świeżo po spektakularnie zakończonej przygodzie z polityką. W 2005 roku został wybrany do sejmu z ramienia Samoobrony. Był nawet przewodniczącym Komisji Kultury Fizycznej i Sportu. Nazwa poważna, więc prawdopodobnie nie były to przelewki. Immunitetu zrzekł się po pamiętnym incydencie, który miał miejsce po Balu Mistrzów Sportu, kiedy wrócił na właściwe tory. Niestety, nie tramwajem, a swoim samochodem osobowym. W wydychanym powietrzu miał prawie 1,5 promila alkoholu. W 2007 roku, w przedwczesnych wyborach, już wybrany nie został.

Ale wróćmy do Widzewa, gdzie zaczął w swoim stylu, czyli z grubej rury. Od pamiętnego meczu z Groclinem i występem przy linii bocznej, z Bartoszem Fabiniakiem w roli głównej, za który trener został ukarany przez Komisję Ligi. Wulgarne zachowanie i wyzywanie swoich piłkarzy wyceniono na 3 tys. zł. grzywny. Tak wspominał tamtą sytuację w swojej niedawno wydanej autobiografii.

Reklama

Był to mecz z Groclinem Dyskobolią rozgrywany w Grodzisku. Groclin radził sobie w lidze bardzo dobrze, ale my liczyliśmy na zwycięstwo, więc od razu zapowiedziałem piłkarzom, że nie mogą sobie pozwolić na wpadkę. Okazało się jednak, że nasz bramkarz, który według Józia Młynarczyka miał być talentem stulecia i podporą Widzewa, wystawił na pośmiewisko i siebie, i mnie, i wszystkich swoich kompanów. Talent to on może miał, ale do żarcia i opierdalania się. Puszczał takie bramki, że ręce opadały, i miałem ochotę zadusić go jeszcze na murawie. Facet, który miał być filarem zespołu, stał się normalnie terrorystą, który podłożył bombę pod własną drużynę.

Rozpoczął się mecz i już wiedziałem, że następne 90 minut będzie drastyczne. Szybko puściły mi nerwy i dosłownie wychodziłem z siebie. Nie wiedziałem, że telewizja, która ulokowała się tuż za moimi plecami, włączyła mikrofon, więc jechałem po całości. Jebałem Fabiniaka jak burą sukę, gdybym tylko mógł, podbiegłbym pod tę bramkę i nawrzucał mu z bliska. Mimo to doskonale słyszał wszystkie ciepłe słowa, jakie słałem pod jego adresem. Podobnie jak Michał Listkiewicz i inni działacze, którzy siedzieli za moją ławką.

(…)

Przyszła przerwa. W szatni oczywiście jeszcze dołożyłem Fabiniakowi. Oj, jak ja mu dołożyłem! Gdy wyrzuciłem już z siebie wszystkie joby, ten wirtuoz stania na bramce zakomunikował:

– Na drugą połowę nie wychodzę.

Reklama

Aż oczy przetarłem ze zdumienia. Tylko mnie to rozsierdziło. Fabiniak popełnił w tym momencie poważny błąd. Poważniejszy niż wszystkie na boisku.

– Dobrze. Nie wyjdziesz. Ale po meczu będziesz zapierdalał w tym stroju za autobusem. Bo z nami nie wrócisz. A jak będziesz chciał złapać stopa albo pojechać pociągiem, to mówię ci, kurwa, w ubraniu bramkarskim. Będziesz robił za pajaca. Takiego, jakiego zrobiłeś z siebie, idioto, w bramce. I wszyscy będą się z ciebie śmiali – podkręcałem go.

Oczywiście delikwent się wystraszył i potulnie wyszedł na drugą połowę. Zesrał się dokumentnie. Mecz przegraliśmy 0:3.

Ostatecznie jego przygoda z Widzewem trwała tylko cztery mecze. Wygrał jeden, ostatni, z Górnikiem Zabrze, już będąc pewnym spadku i zaliczył wyjazdowy remis z Koroną Kielce. To nie wystarczyło do utrzymania, więc klub z Łodzi został zdegradowany do drugiej ligi, chociaż przez grzeszki korupcyjne mógł trafić jeszcze o poziom niżej. We wrześniu tamtego roku, kilka miesięcy później, został ukarany czteroletnim wykluczeniem z zawodu. Rok temu wlepiono mu dwa kolejne, co w praktyce kończy jego trenerską karierę. Prawdopodobnie.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...