Reklama

Mecz z Zawiszą potwierdza, że zbliża się koniec Orlando Sa w Legii

redakcja

Autor:redakcja

20 kwietnia 2015, 12:08 • 3 min czytania 0 komentarzy

Pozycja Orlando Sa w Legii jest jedną z wielu rzeczy, których w polskiej piłce nie rozumiemy. Gość ociera się o pierwszą reprezentację Portugalii, a w naszej lidze wali bramki raz na nieco ponad sto minut, co jest najlepszym wynikiem w całej Ekstraklasie. Według naszych not to również zdecydowanie najlepszy snajper ligi oraz najwyżej oceniany zawodnik z pola. Na boisku jest efektowny i efektywny, a w kontekście jego ewentualnego transferu z klubu wymienia się kwoty z siedmioma zerami (w polskich złotych).

Mecz z Zawiszą potwierdza, że zbliża się koniec Orlando Sa w Legii

I taki zawodnik nie jest w stanie wywalczyć sobie miejsca w podstawowym składzie w Legii, z której tuż przed rundą odszedł najlepszy napastnik. Wydaje się, że z taką formą i skutecznością Sa przekonałby do siebie każdego trenera w Polsce, oprócz Henninga Berga. A Norweg zdaje się działać w myśl zasady, że Orlando nie może mieć silnej pozycji w drużynie i poczuć się zbyt pewnie. Portugalczyk musi więc w każdym meczu i na każdym treningu udowadniać swoją wartość, a za słabsze występy – które raz na jakiś czas mu się zdarzają – płaci bardzo słono.

Wydawało się, że po odejściu Radovicia Portugalczyk wreszcie dostanie porządną szansę i zostanie numerem jeden w ataku Legii. Fakty są jednak takie, że gra pół na pół z niemal 37-letnim Markiem Saganowskim, a na przestrzeni całego sezonu to Polak dostaje więcej minut, zarówno w lidze, jak i we wszystkich rozgrywkach łącznie. Mamy więc dwa uderzająco różne bilanse ligowe:

Orlando Sa – 18 meczów, 1146 minut, 11 goli
Marek Saganowski – 23 mecze, 1299 minut, 2 gole

Czy naprawdę obydwaj zawodnicy zasłużyli, by grać na zmianę w takim samym wymiarze czasowym? Trudno też oprzeć się wrażeniu, że Portugalczyk opuszcza te bardziej prestiżowe mecze. Wiosną w lidze nie powąchał murawy w pojedynkach ze Śląskiem i Lechem, a spotkanie z Wisłą zaczął na ławce rezerwowych. Nawet wczoraj, w starciu z najlepiej punktującą drużyną 2015 roku, w ogóle nie pojawił się na boisku. Rozgrzewał się 45 minut przy linii bocznej, a Berg postanowił dograć spotkanie nie wykorzystując limitu zmian.

Reklama

Marek Saganowski zaliczył więc pełne 90 minut, mimo że tego wieczoru był jednym z najsłabszych na boisku. – Jestem bardzo zadowolony jak Saganowski zagrał dziś z Zawiszą, a Orlando jest dobrym zawodnikiem, ale musi wiedzieć, że jest rywalizacja i czasem usiądzie na ławce. Marek zdobył dwie bramki z Podbeskidziem w półfinale Pucharu Polski i dziś dostał szanse. Wykorzystał ją, dawał wiele zespołowi, grał z dużym zaangażowaniem – powiedział po meczu Henning Berg.

Rzadko kiedy tak bardzo różnimy się z norweskim szkoleniowcem w ocenie indywidualnego występu piłkarza Legii. Poza tym nie mamy złudzeń, że gdyby to Sa zagrał w taki właśnie sposób, nie usłyszelibyśmy podobnej laurki.

Cóż, stawiamy brylanty przeciw orzechom, że właśnie obserwujemy pożegnanie Portugalczyka z polską ligą. Nie mamy pojęcia, co zaszło na linii Sa-Berg, ale – delikatnie mówiąc – chemii pomiędzy oboma panami nie widać. A zachowanie norweskiego szkoleniowca niezmiennie dziwi, nawet w kontekście niemal pewnego odejścia najskuteczniejszego snajpera drużyny. Być może uda się obronić mistrzostwo bez wydatnej pomocy Portugalczyka, ale – jakkolwiek patrzeć – ciężko będzie optymalnie zarobić na sprzedaży rezerwowego.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
6
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...