Reklama

Lech i Górnik zagrali w człapanego

redakcja

Autor:redakcja

19 kwietnia 2015, 17:10 • 2 min czytania 0 komentarzy

Widywaliśmy dynamiczniejsze partie warcabów, bardziej efektowne pojedynki w domino, a także odznaczające się większym stężeniem kreatywności partie kółka i krzyżyk. O ile Górnika trudno szczególnie winić o taki obraz gry, o tyle od Lecha, drugiej ekipy Ekstraklasy, pretendenta do mistrzostwa, mamy prawo wymagać więcej. Tymczasem “Kolejorz” odstawił dzisiaj popularnego człapanego, a jego plan ofensywny w gruncie rzeczy polegał na graniu na aferę – to laga, to wrzutka, a potem dla odmiany znowu laga.

Lech i Górnik zagrali w człapanego

Nie miał kto u gości wziąć odpowiedzialności, pociągnąć ten wózek w ofensywie. Hamalainen ponoć grał, ale jeśli ktoś powiedziałby nam, że facet w piątej minucie wyszedł na piwo – nie zdziwilibyśmy się, to by wszystko tłumaczyło. Właściwie bardziej dziwi nas, gdy czytamy, że Fin spędził na boisku dziewięćdziesiąt minut. Jevtić przynajmniej próbował być pod grą (oddał też groźny strzał z wolnego), ale wciąż to nie było to. Wtopił się w tło, co takiemu graczowi zwyczajnie nie przystoi. Podobny zarzut można mieć wobec Lovrencicsa, który poza jednym zrywem i asystą został praktycznie wyłączony z gry. Druga połowa była już absolutnie dramatem, Lech walił głową w mur ze światowej klasy topornością, nie stworzył sobie właściwie jednej sensownej okazji. Jeśli się wsłuchać, to obok przyśpiewek fanów Górnika słychać było też przeciągłe zgrzytanie zębów pochodzące z sektora gości.

Trudny teren trudnym terenem, ale są jakieś granice, dzisiejszy popis ofensywnej impotencji poznaniaków ją przekroczył. Nie ma przypadku w tym, że “Kolejorz” wygrał na wyjeździe raptem trzy razy. Więcej razy udało się to chociażby Koronie i Podbeskidziu. Straciło rację bytu mówienie o “wyścigu ślimaków”, bo byłaby to jawna obraza dla tych sympatycznych stworzeń.

“Joga Bonino”. Tak zabawił się Bonin z Henriquezem

Reklama

Łęczna? Skutecznie zaryglowała drogę do własnej bramki, mysz by się nie prześlizgnęła. Doceńmy tę defensywę tym bardziej, że Lech, owszem, strzelił gola, ale po rzucie rożnym, którego nie powinno być – Sadajew był na spalonym. Z przodu Górnik próbował szarpnąć, skontrować, i nawet to czasem wychodziło, ale zwykle gdzieś tak do szesnastki. Jeśli już udało się oddać strzał, to na posterunku był Gostomski. Petardy Rudika golkiper Lecha nie zdołał obronić, bo tej petardy nie obroniłby nawet postawiony w bramce betonowy mur – bomba jak się patrzy, chętnie poznalibyśmy jej szybkość.

9UZfHcP

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...