Różne dziwne rzeczy dzieją się w pierwszej lidze, ale czegoś takiego – przyznajemy szczerze – nie pamiętamy. Przyjechał do Polski nowy piłkarz, wiele wskazywało na to, że szrot, ale ktoś w GKS-ie Tychy uznał, że gość przyda się w walce o utrzymanie. Nazywa się Muhamed Omić, pochodzi z Bośni. Jego ulubiony kolor to czerwony. Zainteresowania – piłka nożna i kolekcjonerstwo. Wystarczyło kilka kolejek, by rozstrzygnął tradycyjny plebiscyt organizowany co okienko przez polskie kluby, które rywalizują o to, kto przywiezie do Polski większego parodystę. Nasze gratulacje.
A teraz uzasadnienie.
W Ekstraklasie właśnie trwa 27 kolejka, w I lidze 25 seria gier, ale wyobraźcie sobie, że żadnemu piłkarzowi zarówno w najwyższej klasie rozgrywkowej, jak i na zapleczu, nie udało się na tym dystansie trzy razy wylecieć z boiska. Nieliczni obejrzeli dwie czerwone kartki. Omiciowi wystarczyło tylko pięć spotkań, by wszystkich przebić. Nie chce nam się tego sprawdzać, ale z dużym prawdopodobieństwem mówimy tu o osiągnięciu na skalę nie tylko krajową, ale wręcz europejską. Chyba już pora zaalarmować gości od Księgi Rekordów Guinnessa.
Widzieliśmy go w akcji tylko raz, ale i bez tego nietrudno stwierdzić, że raczej nie jest to boiskowy artysta. Co gorsza, jego lekkomyślność za każdym razem kończyła się utratą cennych punktów przez GKS Tychy. Arka rozpoczęła strzelanie, gdy Omicia nie było już na boisku, dwa gole grającej w osłabieniu drużynie strzeliła też Miedź. Natomiast Chojniczanka w dzisiejszym meczu zdążyła doprowadzić do wyrównania.
Sprawdziliśmy i – o dziwo – Omić w poprzednich klubach nie miał opinii rzeźnika. Zdarzyło się dziesięć żółtych kartek w jednym sezonie, jakaś jedna czerwona przez kilka lat, ale… to wszystko. Czym więc tłumaczyć to, co wyczynia w naszym kraju? Tyskim powietrzem? Ciężkim okresem aklimatyzacji? Wpływem Tomasza Hajty?
Pewne jest tylko jedno – facet stanowi zagrożenie. Zarówno dla zdrowia rywali, jak i – a raczej: przede wszystkim – dla dobra swojej drużyny.