Trzy ostatnie mecze to w jego wykonaniu cztery strzelone gole i asysta. Wreszcie mamy takiego Jacka Kiełba, jakiego chcieliśmy oglądać. Korona Kielce nadal nie przegrała wiosną, a lany poniedziałek zainaugurowała całkiem zasłużonym zwycięstwem nad Górnikiem Łęczna.
Na emocje musieliśmy jednak odrobinę poczekać.
Pierwsza połowa to raczej świąteczna kaszanka, i to niezbyt świeża. Taka, że i jednym, i drugim przydałby się kubeł zimnej wody. – Na pewno żaden z zespołów nie zasłużył na prowadzenie – stwierdził Kazimierz Węgrzyn, oglądając powtórki dwóch tzw. groźnych sytuacji: niecelnej główki Luisa Carlosa po dośrodkowaniu Kiełba i wrzutki gracza Łęcznej, która nie dotarła do adresata.
Korona była lepsza, podobały nam się poczynania trzech piłkarzy: Kapo, Kiełba i Leandro, niestety żaden „nieźle zapowiadający się atak” w ich wykonaniu nie został zamieniony w „niezły strzał”. Gdyby w Średniowieczu z takim animuszem zdobywano zamki, jak Korona atakowała początkowo 9. miejsce w lidze, nie byłoby o czym uczyć się na historii. Cały, trwający 45 minut, spektakl zakończył Tomasz Nowak – stwierdzeniem, że Łęczna tym bardziej nie zamierza atakować na wariata, bo Korona jest zbyt groźna.
Jak się okazało chwilę później, nie zaatakowała wcale. Ani skrzydłem, ani środkiem. Ani na wariata, ani na spokojnie. Na dziś to był po prostu koniec gry Górnika Łęczna.
Około 60. minuty przypomniała nam się za to lutowa rozmowa z Jackiem Kiełbem.
Nadchodzi czas Jacka Kiełba?
– Oby. To taki wiek, w którym trzeba odpalić.
I kawałek dalej:
– Nie przesadzajmy też, że zapomniałem, jak się gra w piłkę. Nie wyjdzie jedna sytuacja, druga, trzecia i człowiek mówi do siebie: „kurczę, znowu coś nie tak”. Jak złapiesz gazicho, to trzeba je podtrzymać. Łapiesz luz, lepiej czujesz piłkę… Widzę, że to wróciło.
Tak, nie sposób tego ostatnio nie zobaczyć. Wiosna należy do Kiełba. Chwaliliśmy go, jako jednego z nielicznych, za pierwszą połowę. Chwaliliśmy po dwóch poprzednich meczach, w których zdobył aż trzy bramki. I dziś znów to właśnie on zaserwował akcję, którą warto powtarzać wielokrotnie. Równie świetnie huknął z dystansu, co sam wcześniej wypracował pozycję. Strzelił na 1:0, za co 20 minut później dostał od kibiców w Kielcach owację na stojąco.
To był przełom w tym spotkaniu. Korona, która od początku była obiektywnie lepsza, tylko niekonkretna, poszła naprzód i za chwilę wpadła druga bramka – Sylwestrzaka, znów z udziałem Kiełba, absolutnie zawodnika meczu. Wtedy było juz pozamiatane, 20 minut do końca, a po stronie Łęcznej zero widoków na odwrócenie sytuacji. Czerwona kartka Kalkowskiego tylko to potwierdziła.
Podopieczni Ryszarda Tarasiewicza kontynuują wiosenną passę – siedmiu spotkań bez porażki. Są już na dziewiątym miejscu w lidze i jeśli tylko podtrzymają formę, cztery kolejne mecze mogą im wystarczyć, by awansować do grupy mistrzowskiej. Jeszcze kilka tygodni temu nie postawilibyśmy na to złamanego grosza. Brawo.