Mateusz Klich po raz pierwszy w tym sezonie pojawił się w wyjściowym składzie (sorry, nie liczymy rezerw Wolfsburga). Strzelił nawet pierwszego gola, zaliczył też asystę i w ogóle rozegrał niezły mecz. Wypada jedynie zawołać: w końcu!
– Mateusz wiedział, że nie będzie miał w Kaiserslautern łatwo, bo mamy dobry zespół. Każdy, kto przychodzi do klubu i ma już 24 lata, chce pokazać, na co go stać. On na razie nie otrzymał takiej możliwości – przyznawał szczerze Kosta Runjaić, trener Kaiserslautern. Mówił to przy okazji sparingu z Duisburgiem, rozegranym w ostatnich dniach, kiedy Klich pokazał się z dobrej strony i wykorzystał rzut karny. Jak się dziś okazało, tamtym występem wywalczył sobie pierwszy plac. Będąc jednak sprawiedliwym: trochę pomogła mu nieobecność Markusa Karla.
Kaiserslautern wygrywa 4:0, a Klich wpisuje się w ten wynik, jaki osiągnął cały zespół. Asysta i gol – takiego dnia to Polak nie miał dawno. Jesień spisał na straty w Wolfsburgu, a wiosną w Kaiserslautern tylko dwa razy wchodził z ławki. I tyle, tylko tyle.
Dlatego dzisiejszy wyczyn może zaskakiwać – in plus, rzecz jasna. Klich dołożył swoją cegiełkę w wygranej 4:0 nad Heidenheim, a Kaiserslautern wykonuje kolejny krok w kierunku awansu. Ale pytanie, jaką dziś pozycję w zespole ma Polak, pozostaje otwarte. Tym bardziej, że na kolejny mecz Karl już wróci.