– Król to, Król tamto, a Król swoje przeszedł. Wychowany bez matki, z ojcem w więzieniu, w – uwierzcie – nieciekawym miejscu, jakim jest Radlin. Ta zabita dechami mieścina niejednego wessała na dobre. I przemieliła (…) Bandziory, narkomani, alkoholicy. Gdy głodny szedłem do szkoły, myślałem tylko jak się z tej patologii wyrwać. Nie było łatwo, bo środowisko i mnie zaczęło wciągać jak bagno. Ale zdołałem się uwolnić, choć zdążyłem posmakować jak okraść człowieka czy zniszczyć komuś auto – opowiada Krzysztof Król w obszernym wywiadzie dla Faktu i Przeglądu Sportowego. Zapraszamy.
FAKT
Fakt stanął na wysokości zadania i dziś publikuje tekst pt. „Tu Greń handlował biletami” – oczywiście bogato zdobiony zdjęciami. Czytamy kolejne pogrążające fakty.
Landsdown 69, Dublin 4 – to adres posesji, na której Kazimierz Greń (53 l.), szef Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej, nielegalnie handlował biletami na mecz Irlandia – Polska. – Wybrał miejsce przy wejściu głównym, na wprost policyjnej kamery – opowiada właścicielka posesji, która mieści się przy ulicy bezpośrednio graniczącej z Aviva Stadium. – Kiedy rozgrywane są mecze, czy odbywają się koncerty, nigdy nie zostaję na miejscu. Wyjeżdżam, bo jest za głośno. Brama jest zawsze otwarta i, jeśli coś się dzieje na obiekcie, często ktoś tu wchodzi. Nie obawiam się o zniszczenia, bo wokół jest mnóstwo policji. Poza tym umieszczona na słupie kamera policyjna znajduje się dokładnie naprzeciwko domu, więc służby mają wszystko pod kontrolą – opowiada. Nieuczciwy działacz wybrał posesję 69 Landsdown na bazę wypadową. Razem ze wspólniczką, Niną Błasik, sprzedawali bilety po zawyżonej cenie. Za wejściówki warte 50 euro żądali 500 złotych, za te po 70 euro chcieli po 600 złotych.
W ramce: Radosław Gilewicz i Tomasz Lach opowiedzą Europie o hicie Bundesligi. Okazuje się, że Polacy już w sobotę poprowadzą centralne studio Eurosportu, z którego transmisja meczu Bayernu z Borussia będzie szła do 31 krajów. W Polsce do obejrzenia w Eurosporcie 2.
Eugen Polanski nie zamierza wracać do reprezentacji. Nie teraz.
Pojawiły się głosy, że przydałby się pan w kadrze Adama Nawałki. Jakie jest pana stanowisko?
– Reprezentacja bardzo dobrze radzi sobie beze mnie. Nie mam prawa powiedzieć teraz: Chcę wrócić do drużyny. Gdybym zamierzał to zrobić w momencie, gdy chłopaki mają wyniki, to byłoby to przecież nie fair w stosunku do zespołu.
Taka myśl przeszła panu przez głowę?
– Nie ma tematu. Cieszę się, że reprezentacja jest na pierwszym miejscu w grupie. Liczę, iż tak zostanie. Podoba mi się, jak gra obecnie zespół Nawałki. Po meczu z Niemcami w szatni Hoffenheim było cicho. Trochę dokuczałem kolegom i żartowałem z nich, że przegrali w Warszawie. Taka wygrana to powód do dumy. Trzymam kciuki i życzę kadrze sukcesów. Oglądam każdy mecz.
Krótko mówiąc: bardzo dobre wieści od Eugena. W innych ramkach jeszcze:
– Sandomierski piłkarzem marca w Ekstraklasie
– Piątkowski trenuje już bez maski
– Smutny koniec Janczyka
– Wandzik czeka na derby Śląska
A Krzysztof Król opowiada między innymi o trudnym dzieciństwie. Fakt nie przepuści żadnej okazji, by wrzucić na swoje łamy jakąś dobrą fotkę jego żony. Cytujemy kawałek:
– Do….ić nam najłatwiej. Król to, Król tamto, a Król swoje przeszedł. Wychowany bez matki, z ojcem w więzieniu, w – uwierzcie – nieciekawym miejscu, jakim jest Radlin. Ta zabita dechami mieścina niejednego wessała na dobre. I przemieliła (…) Bandziory, narkomani, alkoholicy. Gdy głodny szedłem do szkoły, myślałem tylko jak się z tej patologii wyrwać. Nie było łatwo, bo środowisko i mnie zaczęło wciągać jak bagno. Ale zdołałem się uwolnić, choć zdążyłem posmakować jak okraść człowieka czy zniszczyć komuś auto – opowiada zawodnik. Tyle z Faktu. Więcej w Przeglądzie.
GAZETA WYBORCZA
Na łamach GW dziś tylko Michał Szadkowski zastanawiający się, co zostanie z Borussii.
– W Dortmundzie byłem cztery lata, zawsze dobrze się tam czułem, sprawiłem dużo radości kibicom i oni to doceniają – mówi Sport.pl Robert Lewandowski. 27-letni napastnik w sobotę pierwszy raz zagra na Signal Iduna Park w koszulce Bayernu. Wróci do klubu, w którym cieszył się z dwóch mistrzostw Niemiec, Pucharu Niemiec i tytułu króla strzelców. Ale nowego pracodawcę z punktu widzenia kibiców Borussii wybrał najgorzej, jak mógł. Gdy rok temu Mario Götze przyjechał do Dortmundu jako piłkarz Bawarczyków, został wygwizdany. – Nie spodziewam się takiego przyjęcia. Na koniec poprzedniego sezonu fani pożegnali mnie owacją na stojąco, nie wydaje mi się, by potem stało się coś, co drastycznie zmieniłoby ich nastawienie – mówi Lewandowski (wywiad z napastnikiem mistrzów Niemiec w sobotę w Sport.pl). Poprzedni klub kapitana reprezentacji wiosnę zaczął na dnie Bundesligi, lecz ostatnio nie przegrał siedmiu meczów z rzędu, awansował na dziesiąte miejsce. Od szóstego, dającego udział w europejskich pucharach, dzieli go tylko 5 pkt. Ale to nie oznacza, że wszystko, co najgorsze, Borussia ma już za sobą. Tegoroczna zapaść to cena za rzucenie wyzwania hegemonowi – za dwa mistrzostwa z rzędu, rozbicie Bawarczyków w finale Pucharu Niemiec 5:2, za awans do europejskiej czołówki. Bayern odpowiedział jak zwykle – gdy nie może rywala pokonać, stara się go – cytując Hansa–Joachima Watzkego – zniszczyć. Prezes Borussii mówił, że monachijczycy chcieli podebrać nie tylko Götzego i Lewandowskiego. Nazwisk nie podał, wiadomo, że ofertę dostał także Marco Reus. Gdy kilka tygodni temu 26-letni skrzydłowy przedłużył umowę z Borussią do 2019 r., w szatni dostał owację na stojąco.
A nie – jednak mamy jeszcze Rafała Steca, który – jak wielu innych – zasugerował się Igorem Janke i rozprawia czy to się godzi, żeby piłkarze – na przykład Maciej Rybus – grali dla zbrodniarza Ramzana Kadyrowa. Czy powinni zwracać uwagę skąd płynie ich brudny szmal?
Podczas meczu naszych piłkarzy z Irlandią były dziennikarz Igor Janke napisał na Twitterze: “Uważam, że haniebnym jest grać w Groznym za pieniądze morderców. Wolałbym, żeby Maciej Rybus nie reprezentował Polski. Czy nie uważacie, że to wielki wstyd grać w klubie sponsorowanym przez ludzi odpowiedzialnych za ludobójstwo? To nie ma już znaczenia?”. Janke pił naturalnie do Ramzana Kadyrowa, popieranego przez Kreml czeczeńskiego dyktatora uwikłanego w zlecenie zabójstwa Borysa Niemcowa. I zainspirował Michała Okońskiego, który w internetowym wydaniu “Tygodnika Powszechnego” przypomniał, że cały współczesny futbol finansują w olbrzymiej części brudne pieniądze, więc przynajmniej czasami, dla etycznej higieny, warto zastanowić się, za co grają piłkarze i całe drużyny, którym kibicujemy. To oczywista oczywistość, lekko polemizowałbym jedynie z tezą, jakoby pojawienie się reklam Azerbejdżanu (reżimu łamiącego prawa człowieka) na koszulkach Atlético Madryt “nikogo nie obeszło”. Raczej bym podejrzewał, że ci nieliczni, których obeszło, byli bezsilni. Tak jak mnóstwo ludzi związanych z futbolem myśli ze wstrętem o mundialach w Rosji i Katarze.
SPORT
Hokej na okładce Sportu.
Najpierw jednak katowiccy dziennikarze porozmawiali sobie z Tomaszem Hajtą. Tak trochę o wszystkim i o niczym. O komentowaniu kadry, o Tychach, o Radoslavie Latalu.
Powtarzał pan, że dla pana pierwsza liga to wielka niewiadoma.
– Powiem więcej: to liga dziwna jak mało która. Trudno cokolwiek przewidzieć, każdy może wygrać z każdym. Naprawdę jest o wiele trudniej niż w Ekstraklasie.
Pana kolega z czasów gry w Bundeslidze powiedział, że był pan jedną z pierwszych osób, które wysłały mu SMS-a z gratulacjami. Przyjaźń przetrwała?
– Proszę mu powiedzieć, że jestem zdziwiony, iż nie było go stać na odpowiedź, nawet ze służbowej komórki. Nieładnie się zachował (śmiech). A poważnie: cieszę się, że Radek pracuje w Polsce, bo wspólnie trochę pokopaliśmy w Schalke. Ja grałem na prawej obronie, a on na prawej pomocy. To były fatalne czasy. Był jeszcze Tomek Wałdoch, więc trzymaliśmy się razem.
Menedżer Janczyka zapewnia, że Dawid jeszcze wróci…
Okazało się, że z niewyjaśnionych przyczyn piłkarz opuścił kilka treningów u trenera Angela Pereza Garcii i Radoslava Latala. Ten pierwszy jeszcze przymykał na to oko. Ten drugi na to nie pozwolił. W środę, pytany Janczyka, zauważył krótko: – W czwartek władze klubu się z nim spotkają. Będziemy wiedzieć, na czym stoimy. Dziś już wiemy; obydwie strony doszły do wniosku, że w Gliwicach pożytku z zawodnika już nie będzie. – Dawid wystąpił do nas z prośbą o wcześniejsze rozwiązanie kontraktu za porozumiem stron – przyznał prezes Adam Sarkowicz. I tak właśnie się stało. Teraz od samego piłkarza zależeć będzie, czy to już definitywny koniec jego kariery. – Na razie Dawid będzie przy rodzącej żonie, a od czerwca znajdzie nowy klub. W grę wchodzi wyjazd za granicę – zdradza agent piłkarza, Jan Kobyłecki.
Dalej już „ligowy weekend”. Zapowiedzi, te sprawy. Na kolejkę ligową zaprasza Ryszard Wieczorek. Przyjmijcie to do wiadomości i wybaczcie, że zajmiemy się jednak czymś innym. Zacytujemy dwa teksty, na które warto zwrócić uwagę. Pierwszy to sulwetka Damiana Gorawskiego, właściwie wspomnienie mocno zakurzonego już piłkarza.
Po spadku Gorawski popadł w niełaskę u zabrzańskich działaczy, którzy – jak twierdzi – przypięli mu etykietę symulanta i naciągacza. – Myślałem, że najtrudniejszym prezesem, jakiego poznałem w życiu, jest Krystian Rogala, ale przy Łukaszu Mazurze nikt nie może nawet stanąć. Ręce opadały. To był narcyz, który uważał się za najwyższy i jedyny wymiar sprawiedliwości na ziemi. To on nakładał na zawodników 120-tysięcznozłotowe kary! Prezes Mazur zaczął też w klubie nagonkę na mnie. Twierdził, że przyszedłem do Górnika jedynie dla pieniędzy, zatajając kontuzję. Tymczasem była to nieprawda, ponieważ przed podpisaniem kontraktu byłem dokładnie przebadany w klubie, poinformowałem też lekarzy, że mam wszczepione siatki w brzuchu. Zaczęło się psychiczne dręczenie, wywieranie presji, bym rozwiązał dwuletni jeszcze kontrakt. Z moim menedżerem i prawnikiem chcieliśmy nawet pójść na ugodę i coś odpuścić, ale zabrzańscy działacze postanowili mi udowodnić, że jestem trwale niezdolny do gry. Jednocześnie dostałem skierowanie do rezerw, gdzie miałem trzy treningi dziennie.
„Gora” po zakończeniu kariery wrócił do Krakowa, twierdzi, że odłożył sporo pieniędzy i nie musi się martwić o przyszłość. To że został oskubany przez swoje byłe partnerki to – jak przekonuje – bujdy. Ale do dziś nie wiem, co będzie robił w życiu, nie znalazł pomysłu.
Na koniec trener Piasta Radoslav Latal: Byłem i jestem impulsywny.
– Jestem człowiekiem impulsywnym. Zresztą na ławce, jako trener, też jestem nerwowy. Będę musiał uważać w ekstraklasie i nad sobą panować. W 1996 roku grałem w podstawowym składzie od początku mistrzostw Europy. W ćwierćfinale dostałem dwie żółte kartki, które wyeliminowały mnie kolejno z półfinału i finału. Koledzy bili się o mistrzostwo Europy, a ja to oglądałem z ławki. Niemcy byli wtedy do ogrania. Mieliśmy bardzo mocną reprezentację, w której grali Poborsky czy Nedved. Porównywalnie silna była chyba tylko ta w 2004 roku, na turnieju w Portugalii. Z tamtej ekipy grają jeszcze w kadrze Tomasz Rosicky i Petr Cech, ale wchodzi już nowe pokolenie. Ta kadra, w której grałem, była silniejsza. Nasza jest dzisiaj na podobnym etapie jak Polska.
Długo zastanawiał się pan nad ofertą Piasta?
– Miałem trochę czasu do namysłu, co będzie najlepsze dla mnie i dla klubu. Byłem na meczach Piasta z Cracovią i Podbeskidziem, więc mniej więcej widziałem w jakim położeniu jest ta drużyna. W końcu się zdecydowałem. Do ekstraklasy mogłem zresztą trafić wcześniej, bo trzy lata temu miałem ofertę z Podbeskidzia, ale wtedy byłem trenerem Banika Ostrawa, który nie chciał mnie puścić.
Trenerzy Górnika i Ruchu narzekają na termin derbów Śląska.
– Coraz mniej ważny w tym wszystkim jest człowiek. Wzorujemy się na ligach zagranicznych, choćby angielskiej, ale ostatnio z zainteresowaniem spojrzałem na ligę włoską. Gra w całości w Wielką Sobotę, więc można skonsumować i mecz, i święto. Szkoda, że nie udało się tego zrobić u nas – wzdychał trener Fornalik. Zgodził się z nim Józef Dankowski, szkoleniowiec zabrzan. – Można to było poukładać nieco inaczej. To jest czas, w którym wszyscy, także piłkarze powinni być ze swoimi najbliższymi… Kiedy trenerzy byli na konferencji, trudno było w klubowym budynku znaleźć Roberta Warzychę. Przyjechał na Roosevelta 81 kilkanaście minut po tym, jak ekipa z Chorzowa opuściła Zabrze. – Oczywiście, że chętnie bym się z Waldkiem przywitał, ale marzłem na meczu naszych juniorów starszych. Grali ważne spotkanie z Pogonią i wygrali 1:0. Nie ukrywam, że wieczór spędzę pod kołdrą.
SUPER EXPRESS
Superak odpowiada dzisiaj na dwa pytania. Po pierwsze: kim jest Kazimierz Greń?
Dziś żyje z futbolu, ale nie zawsze tak było. Miał w Rzeszowie sex-shop, który później przepisał na żonę. W Ochotniczym Hufcu Pracy był operatorem frezarki. Jednak obróbka powierzchni metalowych płaskich, gwintów czy kół zębatych nie była jego pomysłem na życie. Przygodę z piłką nożną zaczął od założenia w Rzeszowie osiedlowego klubu Rzeszowiak dla oldbojów. W klubiku trenowali również juniorzy. Potem zaczął działać w Podkarpackim ZPN. Zawsze energiczny, głośny i przebojowy. Miał talent do pięknego mówienia, zjednywał sobie ludzi, dlatego szybko piął się w związkowej hierarchii. Aż do stanowiska prezesa. Zarządzanie lokalnym futbolem mu nie wystarczało, chciał wypłynąć na szerokie wody. Pojechał do Warszawy, gdzie znów błyszczał elokwencją i otwartością. Został przybocznym Grzegorza Laty i szefem jego kampanii wyborczej, doprowadził go do stanowiska prezesa PZPN. Gdy ogłoszono wyniki wyborów, wykonał szalony taniec radości.
To Podkaprpacki ZPN zapłacił za bilety, którymi handlował Greń – czytamy dalej.
– Podkarpacki ZPN zamówił 49 sztuk biletów na mecz w Dublinie. Zapłacił za nie przelewem Podkarpacki Związek Piłki Nożnej, jednak nie wiem, w jaki sposób trafiły do Rzeszowa. Czy pocztą, kurierem, czy też odebrał je w siedzibie PZPN pan Kazimierz Greń – mówi “Super Expressowi” rzecznik prasowy Polskiego Związku Piłki Nożnej Jakub Kwiatkowski. – PZPN wysłał do Podkarpackiego ZPN pismo, w którym domagamy się ustalenia, którzy zamawiający bilety zapłacili za nie i byli na meczu w Irlandii. Każda wejściówka jest przypisana do konkretnej osoby. Przy zakupie należy podać personalia i PESEL. Co do pana Grenia, to myślę, że do końca tygodnia PZPN zajmie stanowisko w jego sprawie – dodaje Kwiatkowski.
Ostatnie pytanie brzmi zaś: kim jest strażak, który zgasił Lecha w 10 minut?
U mnie nie ma czegoś takiego, jak dzień wolny w nagrodę za zwycięstwo – mówi “Super Expressowi”. Pustelnik podkreśla, że jest dumny z tego, że pracuje w straży już od 7 lat. – Złożyłem rotę ślubowania, że jak trzeba, to pójdę w ogień, i tak samo gram na boisku – opowiada obrońca, który strzelał Lechowi gole niczym wytrawny snajper, najpierw z woleja, a później główką po rzucie rożnym. – Całą karierę gram jako środkowy obrońca, ale jeśli “gonimy” wynik, to trener wysyła mnie albo drugiego stopera do przodu. Tutaj trener nic nie musiał krzyczeć, sam poszedłem do przodu, żeby wykorzystać swój największy atut, umiejętność gry głową – opowiada. – Może pan napisać, że nigdy nie gasiłem pożaru tak krótko, jak zgasiłem Lecha, ale proszę zaznaczyć, że mamy pełny szacunek dla rywali i tego klubu – dodaje. Pustelnik pokazał, że stać go na grę w wyższych klasach.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Polanski na okładce PS.
I wywiad z Eugenem na początek.
Z selekcjonerem ma pan kontakt?
– I to dobry. Gratulowałem mu niedawno tego, co osiągnął z zespołem, że wygrywa. Czasem wymieniamy wiadomości. Podczas gdy był u mnie w Niemczech, wszystko zostało wyjaśnione. Podaliśmy sobie dłonie, pogadaliśmy po męsku. Dobrze, że doszło do tego spotkania. Dobrze, że trener przyjechał. Nikt teraz nie ma do nikogo pretensji. Prawda jest taka, że nie ma zatargu pomiędzy nami.
W waszych rozmowach nie przewinął się choć raz temat pana powrotu?
– Nie. Wszystko w tym temacie zostało powiedziane. Obaj pokazaliśmy charakter podczas męskiej rozmowy.
A może obawia się pan reakcji drużyny po mocnych słowach z poprzedniego roku? W kuluarach krąży plotka o pomyśle oczyszczenia atmosfery podczas pana ewentualnej rozmowy z kapitanem Robertem Lewandowskim.
– Nic takiego nie słyszałem, dlatego na ten temat nie mogę się wypowiedzieć… Z Lewandowskim będę się widział za kilka tygodni podczas meczu z Bayernem Monachium.
Piątkowy przegląd to jednak zdecydowana przewaga tematów ligowych. To zaczyna się od obszernego wywiadu z Krzysztofem Królem. Tytuł: Otaczało mnie zbyt wielu bałwanów.
Po co wziąłeś udział w programie Rozmowy w toku?
– Bo mi zapłacili. Dzwonili, prosili ze dwa tygodnie. Za darmo bym nie pojechał. W życiu trzeba zarabiać.
Dużo zapłacili?
– Dwa tysiące złotych. Żonie tyle samo. No to co?
Program mało ambitny. Sami śmialiście się na wizji z jego bohaterów.
– Ile tam byłem, 40 minut? Rzeczywiście nie mogłem wytrzymać ze śmiechu. Zobaczcie, ale ludzie to oglądają. Dlatego Polska tak wygląda. Ludzie lubią patrzeć na idiotów (…) Pytałem prowadzącą: Skąd ich bierzecie? Z żoną się z nich śmialiśmy, ludzie z tyłu się śmiali, nawet kamerzysta się śmiał.
Nie będziemy cytować szerzej, bo już robiliśmy to samo przy Fakcie, ale jest w tym obszernym wywiadzie również sporo poważniejszych tematów. Dobra lektura. Dalej trochę mniejszych tematów, jak choćby ten o Denisie Rakelsie – walecznym strzelcu Cracovii.
Deniss Rakels niespodziewanie wyrósł na lidera Cracovii. – Kto w maju zeszłego roku przypuszczałby, że będzie dla nas tak ważną postacią i strzeli siedem bramek? – pyta trener Pasów, Robert Podoliński. Łotewski napastnik przeżywa najlepszy czas od dawna. – Wróciłem do reprezentacji, zagraliśmy dwa dobre mecze przeciwko wymagającym rywalom, w Cracovii też nieźle mi idzie. Do pełni szczęścia brakuje częstszych zwycięstw. Tak abyśmy wreszcie nie musieli drżeć o ligowy byt – mówi Rakels. Napastnik Cracovii w reprezentacji Łotwy rozegrał w minionym tygodniu dwa pełne spotkania – przeciwko Czechom (1:1) w kwalifikacjach do Euro 2016 i towarzysko z Ukrainą (0:0). – Co najciekawsze, zagrał na boku pomocy. Oba mecze oglądałem bardzo uważnie i muszę przyznać, że Deniss wypadł korzystnie – mówi Podoliński. – Czy mógłby zgrać na wahadle także w naszej taktyce? Skoro daje sobie tam radę Boubacar Dialiba, czemu nie miałby poradzić sobie Rakels?
W szatni Lecha po porażce z Błękitnymi było piekło…
Już na pomeczowej konferencji prasowej trener Maciej Skorża mówił, że nie ma zamiaru tak zostawić tego, co wydarzyło się na murawie. – Jak każdy sportowiec, dopóki jest szansa, wierzymy, że jesteśmy wystarczająco dobrym zespołem i że tę stratę odrobimy. Z takim nastawieniem podejdziemy do rewanżu. Natomiast to, co się tu wydarzyło, nie pozostanie bez reperkusji, bo nie mogę udawać, że nic się nie stało i że to tylko porażka – przyznał zdenerwowany. W czwartek rano urządził piłkarzom piekło w szatni – usłyszeli sporo gorzkich słów na temat swojej postawy. Szkoleniowcowi towarzyszył prezes Karol Klimczak, co obrazuje powagę sytuacji. Szef ekipy z Bułgarskiej wysłał właściwie ostatni sygnał ostrzegawczy. Stwierdził, że jeśli postawa zespołu powtórzy się, zostaną wprowadzone kary finansowe, a niektórzy piłkarze zostaną wysłani do trzecioligowych rezerw. Podobne rozwiązanie było stosowane choćby po kompromitacji w Stalowej Woli – wówczas w drugiej drużynie wylądowali Hernan Rengifo, Gordan Golik i Haris Handzić. Dla nich był to początek końca w klubie…
Co jeszcze znajdziecie? Z drobiazgów:
– To jest czas Zuba w Bełchatowie
– Janczyk się poddał
– Cernych przedłużył umowę z Łęczną.
Nowy kontrakt i podwyżka – o Cernychu szerzej.
Reprezentant Litwy, który niedawno zagrał w meczu el. ME 2016 na Wembley z Anglią (0:4), otrzymał podwyżkę. Od czerwca będzie zarabiał ponad 23 tys. zł miesięcznie. Dodatkowo w umowie nie wpisano klauzuli odstępnego. – Jeśli znajdzie się chętny, który zaoferuje odpowiednio duże pieniądze za Fedora, nie będziemy robili przeszkód w transferze. Górnik nie jest klubem, który stwarza problemy piłkarzom i działa wbrew ich woli – wyjaśnia Kapelko. Zainteresowanie Černychem jest duże. Zimą możliwość pozyskania go sondowały zespoły ze wschodu Europy. Niedawno beniaminek otrzymał ofertę od jednego z klubów szwajcarskich. Kuszącą i konkretną – milion złotych gotówką plus 15 procent od następnego transferu. – Nie przyjęliśmy jej – mówi Kapelko. Nic dziwnego, Černych to najlepszy strzelec zespołu.
Z większych rzeczy na koniec możecie przeczytać tekst Izy Koprowiak o tym jak trenerzy ligowi starają się wyciągać zespoły z kryzysu. Niektórzy paintballem, strzelaniem z łuku albo treningiem bokserskim. My już za dziś dziękujemy, kolejny przegląd jutro rano…