Nie ukrywamy, że nie przepadamy za pierwszym kwietnia. Nie wiemy, jak wy, ale my nie lubimy być zalewani debilnymi wiadomościami, które w założeniu mają być dowcipne, a w praktyce bawią jedynie tych, którzy je wymyślają. Ciężko nam pojąć, dlaczego wciąż tak wiele osób bierze udział w tym festiwalu żenady. Niestety, ale prima aprilis w polskiej piłce jest mniej więcej tak samo śmieszne, jak rozwiązywanie sudoku. Albo jak program radiowy Szymona Majewskiego, ewentualnie grzybobranie z Tomaszem Jachimkiem.
Wczorajszy dzień tylko to potwierdza. Oficjalna strona Wisły podała, że trening piłkarzy „Białej Gwiazdy” został zakłócony przez latającego drona, najprawdopodobniej wysłanego z obozu Jagiellonii Białystok. Boki zrywać. Katowicki „Sport” doniósł, że Perez Garcia obejmie IV-ligowy Ruch Radzionków. Poczekajcie, musimy pozbierać się z podłogi. Perez Garcia i Ruch Radzionków, rozumiecie? Niebywała komedia.
Jedźmy dalej. Strona Ruchu Chorzów poinformowała, że Martin Konczkowski zostanie prezenterem w telewizji, a portal Cracovii doniósł, że Covilo stara się o polskie obywatelstwo. Na legia.net przeczytaliśmy, że skład na ostatni mecz sezonu zostanie wyłoniony drogą losowania, a kkslech.com podał, że przy Bułgarskiej powstanie hala sportowa, dotowana przez zarząd klubu. Dziesięć lat byśmy myśleli i nie wpadlibyśmy, że da się zrobić żart z nowej hali sportowej.
Oficjalna telewizja Śląska wyemitowała materiał informujący, że kilku piłkarzy klubu zostało strażakami. Jeszcze większą kreatywnością błysnął Cezary Kucharski, który podał na Twitterze, że Lewandowski przechodzi do Premier League za 40 milionów euro. Z kolei Jerzy Dudek napisał, że PZPN wykupił od UEFA puchar Ligi Europy. Chociaż tu nie możemy wykluczyć, że Dudek akurat nie żartował.
Moglibyśmy tak wymieniać jeszcze długo. Przede wszystkim dziwi nas fakt, że ludzie bawiący się w prima aprilis wykazali tak mało inwencji i poszli po linii najmniejszego oporu. Ich żarty wyglądają, jakby były wymyślane w kilka minut, a efekt końcowy jest wprost proporcjonalny do czasu spędzonego na przygotowania. A przecież wymyślenie czegoś zabawnego i kreatywnego nie jest czymś nieosiągalnym, co udowodnili między innymi piłkarze Arsenalu i specjaliści z Pumy.
Jak widać, jednak da się zrobić wkrętkę z czegoś innego niż transfery czy nowa hala sportowa. Da się, ale potrzeba odrobinę chęci i dobrej woli. Niestety, ale największym atutem pierwszego kwietnia w polskiej piłce wciąż pozostaje fakt, że następny będzie dopiero za rok.