Reklama

Morata, Kane, Ibra i kibice z Czarnogóry na tapecie eliminacji

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

28 marca 2015, 00:06 • 4 min czytania 0 komentarzy

Zmienia nam się reprezentacja Hiszpanii. Oczywiście cała filozofia, wizja gry pozostaje nietknięta, ale „casting” na osoby odpowiedzialne za jej realizację trwa. Do obsadzenia kilka ważnych, pierwszoplanowych ról, głównie w ofensywie. Jak się domyślacie, nie brakuje kandydatów do zajęcia miejsca po Xavim, Torresie, Villi czy Xabim Alonso. Z jednej strony, Del Bosque musi szukać rozwiązań, by zmazać plamę na honorze powstałą na brazylijskich boiskach, z drugiej – musi też zachować czujność.

Morata, Kane, Ibra i kibice z Czarnogóry na tapecie eliminacji

Limit wpadek na eliminacje do turnieju we Francji został wyczerpany już jesienią na Słowacji. Nasi południowi sąsiedzi – dość niespodziewanie – leją wszystkich jak leci, dlatego też tak ważny dla Hiszpanów był dzisiejszy mecz w Sewilli. Rywal nie byle jaki, bo Ukraina za kadencji Fomienki to przecież solidna firma, o czym przekonaliśmy się na własnej skórze dość boleśnie.

Isco-Iniesta-Koke-Silva. Sfinks zdecydował, że przeciw rzemieślnikom z Ukrainy wystawi taki oto kreatywny kwartet i raczej nie żałuje. Można było mieć wątpliwości, czy aby nie za dużo grzybów pływa w tym barszczu, ale boiskowa współpraca tych piłkarzy pokazała, że były one bezzasadne. Szczególnie Isco zaprezentował poziom, którym raczył nas już w tym roku w meczach Realu niejednokrotnie. Sztos.

Sprawę wyniku załatwił Morata – kolejny ważny piłkarz w nowym rozdaniu, który może rzucić rękawice w kierunku wiecznie kontuzjowanego przed meczami kadry Diego Costy. 1-0, skromniutkie zwycięstwo. Raczej zasłużone, choć kilka razy paliło się Hiszpanom w dupce. Głównie po dośrodkowaniach Rusłana Rotania ze stojącej piłki. Generalnie: fajny, żywy mecz.


Reklama

Szybki rzut oka na tabelę. Słowacy – którzy bez problemu puknęli 3-0 Luksemburg – i Hiszpanie powoli sprawdzają bazę hotelową we Francji. Ciężko będzie ich ruszyć. Za plecami trzecich Ukraińców dzieje się niewiele. Szykują się kolejne baraże z ich udziałem.

***

Pamiętacie Ilie Cebanu? Mołdawski bramkarz z epizodem w Wiśle odstawił dziś niezłą manianę. Dość długo jego kadrą męczyli się Szwedzi, ale Cebanu był na tyle wspaniałomyślny, że zaraz na początku drugiej połowy… strzelił gola Zlatanem.

***

Hurricane rozpętał się na dobre. Stało się to, czego Anglicy oczekiwali od dłuższego czasu. Harry Kane zadebiutował w reprezentacji, od razu z bramką. Po nieco ponad minucie od wejścia na boisko. Najwyższy czas wpuścić trochę powietrza do słowników frazeologicznych. To nie było wejście smoka, tylko po prostu wejście Kane’a.  Jeśli zastanawiacie się, kto będzie jutro na pierwszych stronach angielskich dzienników sportowych, a może nie tylko, macie odpowiedź. Tego wieczoru, choć przeciwko Litwie zdobył ledwie jedną z czterech bramek, przyćmił wszystkich.

Reklama


W pomeczowej rozmówce opowiadał, że to najważniejsza chwila w jego karierze, że oby pierwsza z wielu. Że ten występ, ten gol, są dla niego jak spełnienie marzeń. Piękne, naprawdę szczere słowa. Miło się patrzy na chłopaka, który w ciągu zaledwie jednego niecałego sezonu stał się gwiazdą Premier League i trafił w reprezentacji Anglii.

Co poza głównym bohaterem? W zasadzie niewiele. Bramki Rooneya, Welbecka i Sterlinga nie dały tylu emocji, co ta ostatnia. Litwa, pełna bardziej i mniej znanych z Ekstraklasy twarzy – Freidgeimas, Kijanskas, Andriuskevicius, Cernych, Zubas, Kazlauskas – zagrała tak, jak na Litwę przystało, czyli beznadziejnie. Tak, jak przystało na drużynę, która w rankingu FIFA zajmuje miejsce za Beninem, Omanem, Irakiem i Arabią Saudyjską. W pewnym momencie brytyjski dziennikarz Guardiana, prowadzący livebloga, nie wytrzymał.

***

Powoli zaczyna nas już męczyć to, co dzieje się na Bałkanach. Praktycznie w każdym meczu reprezentacji kibice robią jakąś rozpierduchę. A to na boisko wlatuje dron z flagą i wywołuje bójkę między piłkarzami, a to mecz jest przerwany przez bijatykę, lub obrzucenie murawy racami. Dzisiaj czadu dali kibice Czarnogóry i pewnie wracają teraz do domów przepełnieni dumą, że zmarnowali cały wysiłek swoich piłkarzy, zapewniając Rosjanom walkower i pewne trzy punkty.

Pierwszy mecz w historii pomiędzy Czarnogórą i Rosją, a na trybunach po jednej stronie Czarnogórcy, po drugiej Rosjanie i Serbowie. Można się było spodziewać, że będzie gorąco, ale chyba nikt nie przewidywał, że aż tak gorąco. Nie minęła nawet minuta gry, gdy bramkarz Rosjan, Igor Akinfeev, oberwał w głowę rzuconą z trybun racą.

Mecz przerwany, Akinfeev zwieziony z boiska i przetransportowany do szpitala. Co prawda po mniej-więcej trzydziestu minutach spotkanie wznowiono, ale szczerze mówiąc lepiej je było wówczas zakończyć. Po pierwsze, poziom tego meczu był żenująco niski, naprawdę ciężko się to oglądało. Po drugie, idiotyczny błąd popełnił sędzia, który podyktował karny z kapelusza dla Rosjan, co jeszcze bardziej podgrzało atmosferę.

Efekt był prosty do przewidzenia. Co prawda bramkarz Czarnogóry zdołał obronić strzał z rzutu karnego, jednak dosłownie chwilę później doszło do bójki między piłkarzami obu drużyn, a sędzia postanowił zakończyć spotkanie. Dawno nie mieliśmy po meczu wrażenia, że tak bardzo zmarnowaliśmy swój czas. Festiwal żenady.

Najnowsze

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark
Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
2
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

0 komentarzy

Loading...