Po mniej więcej sześciu latach wojaży bliższych i dalszych Krzysztof Król wraca do Jagiellonii Białystok i Michała Probierza. Nie dalej jak parę miesięcy temu zarzekał się wprawdzie, że nie ma to jak życie za wielką wodą, że zamierza dokładnie poznać Montreal, a jak już wypracuje tam sobie odpowiednią pozycję, to zaprosi na swój mecz Adama Nawałkę.
Dobrze mieć plany, gorzej kiedy okazują się one niezbyt realne.
Wczoraj Król trenował z rezerwami Jagi, a jak podaje “Radio Białystok”, dziś ma ćwiczyć już z pierwszym zespołem. Z kanadyjskim Montreal Impact rozstał się w lutym. Po zaledwie pół roku obowiązywania kontraktu, który gwarantował mu 153 tysiące dolarów rocznych zarobków – to oficjalna suma podawana przez Major League Soccer. Nie były to ani jedne z wyższych, ani jedne z niższych poborów w drużynie. Byli tacy, którzy zarabiali minimalną sumę kilkudziesięciu tysięcy, a z drugiej strony Marco Di Vaio, zgarniający półtora miliona. Król plasował się pod tym względem dokładnie po środku.
Do zespołu ściągnął go Frank Klopas, który kiedyś jako dyrektor sportowy przygarnął go do Chicago Fire, a obecnie jest trenerem właśnie w Montrealu. Król szybko wskoczył do wyjściowego składu, grał regularnie, ale jedynie do połowy września. Od kiedy w meczu News England Revolution zobaczył czerwoną kartkę, jeszcze tylko raz pojawił się w wyjściowym składzie, a zimą rozwiązał umowę.
Dyrektor sportowy Impact nie pozostawił wątpliwości dlaczego. – Pozwoli nam to na większą elastyczność, jeśli chodzi o zmieszczenie się w limitach płacowych i zwolni miejsce dla innego zagranicznego piłkarza. Czytaj: za te pieniądze znajdziemy kogoś lepszego.
Król jak to Król… Nigdy nie byliśmy fanami jego talentu, bo ani on świetny w destrukcji, ani w grze do przodu – raczej we wszystkim najwyżej poprawny. Ale decyzję Jagielloni, z którą właśnie rozpoczął treningi, można zrozumieć. Mają niewiele luzu w budżecie, kontuzjowanego Wasiluka, Strausa i Popchadze na lewej obronie – nie zdziwimy się, jeśli w Białymstoku na to uzupełnienie składu się skuszą.
Chociaż podejrzewamy, że to trochę poniżej ambicji samego piłkarza, któremu znów jakoś tak… Słabo wyszły te zagraniczne podboje. Być może spadnie na cztery łapy, wróci do Ekstraklasy, ale jednak rzeczywistość znów kopie go po dupie, udowadniając, że nie jest aż tak dobry, jak mu się wydaje.