Nie martwi mnie brak Cristiano Ronaldo wśród powołanych na mecz z Irlandią. Nie przejmuję się też specjalnie, że Nawałka nie postawił na Messiego. Jesienią w biało-czerwonych koszulkach ich nie oglądałem, a wyniki były – delikatnie mówiąc – zadowalające. Wniosek: nie są to piłkarze niezbędni dla naszego sukcesu, i bez nich zbudowano zespół, który jest w stanie realizować stawiane przed nim cele. Wiecie czyja jeszcze nieobecność żadnych szkód nie narobiła? Tak, wiecie doskonale, to zagadka z gatunku najłatwiejszych. Porozmawiajmy o Błaszczykowskim.
Rozumiem, że chodzi o piłkarza w naszych warunkach bezsprzecznie nietuzinkowego, jednego z najlepszych jakich widziano nad Wisłą w XXI wieku. Cenię Kubę, jego charakter, waleczność, pracowitość, piłkarskie umiejętności. Czysta logika jednak wskazuje, że jego absencja żadnym osłabieniem kadry Nawałki być nie może, bo Błaszczykowski do jesiennych sukcesów przyczynił się tylko ściskaniem kciuków, a tę odpowiedzialną rolę może wypełnić i w niedzielę. Niektórzy wypowiadają się w takim tonie, jakby przed Irlandią reprezentacji wybito zęby, wyrwano płuco, przetrącono nogi. Tak by było, gdybyśmy stracili – odpowiednio – Milika, Krychowiaka, Glika, czyli ludzi, którzy już udowodnili, że przy tym szkoleniowcu, przy jego systemie gry i takich a nie innych partnerach, funkcjonują. Są postaciami kluczowymi. Błaszczykowski? To na dzień dzisiejszy nikt ponad ewentualne wzmocnienie, a nie ważny element, bez którego pod znakiem zapytania stoi to, jak zagramy. Zagadka “jak poradzi sobie Polska bez Kuby?” została już rozwiązana, a odpowiedź mile zaskoczyła.
Gdybyśmy prezentowali się jesienią żenująco, gdybyśmy mieli właśnie nóż na gardle i gołym okiem widać by było, że konieczny jest wstrząs – wówczas, owszem, biłbym w bęben. Dorzucił się do zrzutki na powitalny tort dla Kuby, który miałby osłodzić mu utratę opaski. Żadnej reanimacji tu jednak nie potrzeba, bo reprezentacja osierocona przez Błaszczykowskiego zagrała najlepsze mecze od już niemal dekady. Triumf nad Niemcami nie okazał się jednorazowym wyskokiem, pojawiły się zalążki trwale porządnej dyspozycji. Ta grupa udowodniła, że ma przyszłość, że warto w nią inwestować, dlatego powiedzmy sobie jasno: na ten moment kadra potrzebuje przede wszystkim kontynuacji, a nie rewolucji. Konsekwentnego rozwijania formuły, która jesienią dała sukces, a nie dynamitu wrzuconego do szatni.
Tymczasem wszystko, co pokazuje swoją postawą Kuba, przekonuje mnie o tym, że takim dynamitem mógłby się okazać, że bliżej mu mentalnie do reprezentacyjnej wersji Che Guevary niż przodownika pracy. Oczywiście, że by się przydał, ale tylko wówczas, gdyby był gotowy podporządkować się od A do Z ideom (i ludziom), które wyniosły nas na pierwsze miejsce grupy D. Polsce nie potrzeba zamachu na aktualny ład panujący w szatni, na rządzące nią autorytety z Nawałką na czele, bo za aktualnym ładem i autorytetami stoją rezultaty. Za zmianami, których mimowolnie orędownikiem jest Błaszczykowski, nie stoi nic.
Leszek Milewski