Mateusz, egoizmem komina nie wywalczysz. Chytry traci dwa razy.

redakcja

Autor:redakcja

22 marca 2015, 17:56 • 3 min czytania

Wybitni piłkarze ofensywni mają to do siebie, że raz na jakiś czas musi im się zdarzyć popis egoizmu. Biorą wszystko na siebie, nie zauważają kolegów i próbują rozstrzygnąć wynik w pojedynkę. Czy Mateusz Piątkowski jest zawodnikiem wybitnym? No nie, zdecydowanie nie, ale bardzo dobrym – w skali Ekstraklasy – już jak najbardziej. „Piątas” poczuł się jednak wyjątkowo mocny, nawet jak na siebie. Ostatnio zapragnął komina płacowego – co akurat niespecjalnie nas bulwersuje – ale już na boisku wybrał kiepską metodę negocjacji. Sam zaczął ostrzeliwać bramkę Podbeskidzia, więc – jako że chytry traci dwa razy – Jagiellonia wraca do domu bez punktów.

Mateusz, egoizmem komina nie wywalczysz. Chytry traci dwa razy.
Reklama

To była fatalna konfrontacja. Najgorsza antyreklama Ekstraklasy, jaką można sobie wyobrazić. Absolutne zero jakości piłkarskiej, a co dopiero mówić o składnych akcjach. Piłka latała na wysokości Klimczoka, kolejni zawodnicy się frustrowali, sędzia pozwalał na ostrą grę… Nie chcemy już szafować wyświechtanym zwrotem o meczu walki, bo to, co obejrzeliśmy w Bielsku, trudno po prostu nazwać „meczem”. Zarówno z jednej, jak i drugiej strony. – Piłka będzie po przerwie – stwierdził zadowolony Śpiączka, ale na drugą połowę już nie wyszedł. Całe szczęście, że na boisku pojawił się natomiast Demjan, który dał zwycięstwo w tak bezlitosny sposób, że bardziej po prostu się nie da. Drągowski to – wbrew pozorom – tylko człowiek i wszystkiego wybronić nie zdoła, a przecież już wcześniej uratował swoją drużynę kierując piłkę po groźnym strzale – a jakże – na słupek. Kolejne „brilliant save” do licznika.

Zażenowani poziomem widowiska, pastwimy się nad obiema drużynami, ale – tak Bogiem a prawdą – czy do Podbeskidzia można mieć pretensje? Czy Ojrzyńskiemu można zarzucać, że konsekwentnie forsuje ostrzeliwanie nieba, a potem niech się dzieje, co chce? No nie. Podbeskidzie to w tym momencie szósta drużyna ligi, co jest nie tylko wynikiem ponad stan. To wręcz kilkaset procent w stosunku do tego, na co stać tych zawodników. Bo oceniając jednego po drugim indywidualnie, większość miałaby pewnie problem ze znalezienia zatrudnienia w Ekstraklasie, a razem – tworząc kolektyw – i wcale niekoniecznie grając w piłkę wydzierają punkty z gardła kolejnym przeciwnikom. I uprzykrzają im życie, bo dziś sztycha nie zrobili ani Mackiewicz, ani Dzalamidze, ani Grzyb, ani nawet kadrowicz Gajos…

Reklama

Maciek to zresztą wyjątkowy szczęściarz. Tę akcję – jeśli akurat oglądaliście Premier League – musicie obejrzeć z odtworzenia. Piątkowski ma piłkę przy narożniku pola karnego, robi wyjątek i ostro wrzuca na dalszy słupek, próbując nabić Gajosa (albo po prostu strzelić gola Gajosem), natomiast ten z jakichś dwóch metrów przestrzelił. Pudło godne Daniela Sikorskiego z „najlepszych” czasów. No, ale przecież – o ironio – był spalony, a takie akcje nie piszą się w rejestr.

T2FGDiC

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama