Reklama

Bezmyślne one man show Gerrarda. United zdobyło Anfield

redakcja

Autor:redakcja

22 marca 2015, 17:01 • 3 min czytania 0 komentarzy

To była dopiero pierwsza z trzech zaplanowanych na dzisiaj piłkarskich uczt, a my już czujemy się jak po przystawce i dwóch daniach. W meczu Liverpoolu z Manchesterem United było dosłownie wszystko. Piękna bramka, cudowna asysta, czerwona kartka, obroniony rzut karny. Przed piłkarzami Legii, Lecha, Realu Madryt i Barcelony naprawdę trudne zadanie, bo poprzeczka została zawieszona na wysokości oczu. United wygrali na Anfield 2:1, ale sam wynik nawet w znikomym stopniu nie oddaje ekstremalnego poziomu emocji. 

Bezmyślne one man show Gerrarda. United zdobyło Anfield

Było to widowisko, które można byłoby wydać w wersji książkowej i gwarantujemy, że byłoby tam więcej tekstu niż fotografii. Z obsadą głównych bohaterów nie byłoby żadnego problemu. Pozytywny – Juan Mata. Facet, który jeszcze niedawno nie podnosił się z ławki zagrał koncertowo. Zdobył dwie bramki, z których każda wymagała szczególnych umiejętności. Pierwsza odpowiedniego ułożenia nogi – podkreślmy – tej gorszej. Opis drugiej z kolei nadawałby się na przerywnik liryczny, bo była czystą poezją. Szybka, dwójkowa akcja z Angelem Di Marią i gol pokroju takich, które rzadko zdarzają się nawet podczas posiadówek przy FIFIE. Totalny odlot.

Bohater negatywny też może być tylko jeden. W tym wypadku bardziej psychopata, niż klasyczny czarny charakter. Steven Gerrard. Kapitan, legenda, żywy pomnik. Można by tak długo. Wszedł w przerwie, żeby poukładać środek pola, natchnąć do walki. Wziąć za rączkę kolegów, z których niektórzy klimat podobnych meczów znają głównie z telewizji. Niestety, tym razem głupotą przebił nawet Mario Balotellego. Aż trudno to napisać, bo podobne słowa ciężko przechodzą przez palce. Głupi Gerrard to oksymoron. Od zawsze – i słusznie – kojarzy się z pewną klasą, dla wielu nieosiągalną. Dziś popisał się nieosiągalną głupotą, wylatując z boiska bez choćby powąchania piłki. Zrobił one man show, którego koncepcji może pozazdrościć mu nawet Paweł Zarzeczny. I to w niecałą minutę.

Reklama

Po pierwszej połowie Louis van Gaal w kajeciku z założeniami mógł postawić komplet ptaszków. Prowadzenie? Jest. Opanowanie gry? Również. Kontrola? Tak jest. Bramka Maty, po świetnej asyście Andera Herrery, dawała pewien spokój, ale jednocześnie zapowiadała kapitalne widowisko w drugiej połowie. Liverpool musiał przycisnąć. Grali przed własną publicznością, zmobilizowani przyprawiającym o ciarki „You’ll never walk alone”. Ale wtedy do akcji wkroczył Gerrard, który mózg najwidoczniej zostawił w szatni.

Po drugiej bramce Maty wszystko wydawało się być przesądzone. Wtedy jednak palcem pogroził Daniel Sturridge, jakby uświadamiając, że to mecz, w którym logika po prostu nie istnieje. Bramką kontaktową, przy której część winy spada na Davida De Geę, dał nadzieję na wyrównanie. Nawet grając w dziesięciu. United nie cofnęli się do obrony, a Liverpool świetnie to wykorzystał. Niestety, tylko ten jeden, jedyny raz.

Ostatnie wersy w pięknej księdze dzisiejszego klasyku mógł dopisać Wayne Rooney, ale najwidoczniej nie miał weny. Z wątpliwą przyjemnością wyręczył go Simon Mignolet, broniąc rzut karny. Wątpliwą, bo mimo tego znalazł się po stronie przegranych.

Najnowsze

Piłka nożna

Kulisy zamieszania ze Świderskim. Załamany team manager, piłkarze go bronią i pocieszają

Jakub Radomski
40
Kulisy zamieszania ze Świderskim. Załamany team manager, piłkarze go bronią i pocieszają

Anglia

Anglia

Anglicy potraktowani gazem w Grecji. Federacja zaczyna dochodzenie

Patryk Stec
2
Anglicy potraktowani gazem w Grecji. Federacja zaczyna dochodzenie
Anglia

Duński piłkarz walczył z depresją. Teraz jest znanym ekspertem

Patryk Stec
6
Duński piłkarz walczył z depresją. Teraz jest znanym ekspertem
Anglia

Zabawa Anglików z Grecją. Piękne bramki [WIDEO]

Patryk Stec
2
Zabawa Anglików z Grecją. Piękne bramki [WIDEO]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...