Nie wszyscy się z nami zgadzali, kiedy po pierwszej albo drugiej wiosennej kolejce napisaliśmy, że jakoś tak już mamy z Cracovią, że nie spodziewamy się po niej niczego dobrego. Cokolwiek by się zdarzyło, jakiekolwiek zrobiłaby transfery i kogokolwiek zatrudniła w roli trenera, tak przywykliśmy do jej przeciętniactwa, że trudno nam wzbudzić w sobie optymizm.
Co się dzieje w Ekstraklasie – wiadomo. Niewiele zabrakło – w zasadzie odrobinę lepszej postawy Ruchu, a już wczoraj Pasy znalazłyby się w strefie spadkowej. Trener Podoliński po derbach Krakowa to nawet żartował… “Czy moja sytuacja się zmieni? Ale z leżącej na jaką?”. Do tego jeszcze ten puchar i 0:4 w dwumeczu z półamatorami z trzeciej ligi (bo druga to przecież z nazwy, wyłącznie).
No, co poradzić, że kiedykolwiek ostatnio asy z Cracovii wychodzą na boisko, robi nam się wesoło. Dzisiaj na przykład wyszły w czwartoligowych rezerwach. Druga drużyna Pasów w składzie z Żytką (w tym sezonie 23 mecze w pierwszej drużynie), Deleu (14 meczów), Jaroszyńskim (17), Szeligą (12), Kitą (14), Zejdlerem (9), Cetnarskim (8), Jendriskiem (8), Ortegą (3) i Zjawińskim (17) zremisowała 4:4 z Proszowianką Proszowice. Drużyna mająca w obronie Deleu, Żytkę i Jaroszyńskiego straciła cztery gole z ekipą balansującą w tabeli pomiędzy Wiślanami Jaśkowice a Spójnią Osiek – Zimnodół.
W sumie wystąpiło dziesięciu zawodników pierwszego zespołu – po ośmiu w pierwszej i drugiej połowie. Do tego kilku młodych trenujących z seniorami Cracovii. Niestety, zremisowali ambitni ekstraklasowcy. Tracąc cztery gole, podczas gdy w całej rundzie jesiennej rezerwy Cracovii straciły ich dziesięć.
Powoli zaciera się granica. Zawodowi, dobrze opłacani piłkarze któryś raz w bardzo krótkim okresie udowadniają, że mają problem w rywalizacji z kopciuszkiem. Już nie bardzo wiadomo, kto w tym towarzystwie naprawdę ma coś wspólnego z poważnym futbolem…