Dzisiejszego wieczoru Łukasz Skorupski z pewnością szybko nie zapomni, choć niestety nie będzie go miło wspominał. Roma została zmieciona z powierzchni ziemi przez Fiorentinę, a Polak wybitnie przyczynił się do tej porażki. Z przykrością musimy napisać, że tak słabego występu Skorupskiego jeszcze we Włoszech nie widzieliśmy. Inna sprawa, że tak słabej Romy – również.
Ten sezon miał być dla Łukasza Skorupskiego przełomowy. Powoli swoją przygodę z Romą kończy znacznie starszy Morgan de Sanctis, a Polak stanął przed szansą udowodnienia tego, że może stać się nowym bramkarzem numer jeden w Rzymie. Kilka razy zagrał w lidze, zadebiutował w Lidze Mistrzów i regularnie stawał między słupkami w Pucharze Włoch i Lidze Europy. Niestety dzisiaj dał plamę.
We wcześniejszych występach Skorupski prezentował się nieźle. Raczej nie ratował punktów swojej drużynie, miał spore problemy z grą nogami, jednak nigdy nie zawalił Romie meczu. Dziś o ile przy pierwszym golu miał niewiele do gadania – nie obronił rzutu karnego po głupim faulu Cholevasa – o tyle druga bramka w stu procentach obciąża jego konto. Piłkę głową wycofał w kierunku bramki Torosidis, Polak zatrzymał ją ręką na linii końcowej, by uniknąć rzutu rożnego i… no cóż, zobaczcie to sami.
Kom-pro-mi-tac-ja. Faktycznie, Polakowi udało się uratować Romę przed rzutem rożnym, niestety przy okazji Skorupski zaliczył asystę przy bramce Marcosa Alonso. Łukasz, delikatnie mówiąc, nie popisał się także cztery minuty później, gdy zamiast wyjść do wrzuconej z rzutu rożnego na szósty metr piłki postanowił stać na linii bramkowej. Głową w środek bramki uderzył Basanta, a Skorupski stał jak zaczarowany i patrzył na wpadającą do siatki piłkę – 0:3 i koniec marzeń Romy o tym, by awansować do kolejnej rundy.
Jeśli w Romie rozważano postawienie na Skorupskiego w następnym sezonie, to po dzisiejszym występie ten pomysł z pewnością straci zwolenników. Na pocieszenie dla Skorupskiego, tragiczne spotkanie rozegrał cały rzymski klub. Tak naprawdę porażka trzema bramkami, to najniższy możliwy wymiar kary – równie dobrze Fiorentina mogła ich strzelić pięć, czy sześć. Wystarczyło, żeby Salah lepiej przycelował w sytuacjach, kiedy obił słupek i poprzeczkę. Nic dziwnego, że kibice Romy zaczęli wygwizdywać swoją drużynę, a po zakończeniu spotkania przywołali do siebie piłkarzy i kazali im ściągać koszulki. Taka gra piłkarzom Wilków po prostu nie przystoi.
A Fiorentina? Klub z Florencji jest w tej chwili na najlepszej drodze, by zagrać w warszawskim finale.