Reklama

Minimalizm Lecha. Drugi garnitur “Kolejorza” bez ambicji, ale z awansem

redakcja

Autor:redakcja

18 marca 2015, 20:43 • 3 min czytania 0 komentarzy

Starcie Lecha ze Zniczem było tak nudne, tak błahe, tak statyczne, tak mało emocjonujące, że aż przez to na swój kuriozalny sposób unikalne i niewykluczone, że zapadnie nam w pamięć na dłużej. Trafi do mało zaszczytnej pamięciowej szufladki o nazwie “najbardziej anemiczne mecze o stawkę, jakie przyszło nam widzieć” i gdy ktoś kiedyś zapyta nas o najmniej porywający pojedynek na murawie, taki, który efektownością korespondował z obserwowaniem schnącej na ścianie farby, to będziemy mieli odpowiedź. Rzucimy konkretną datą i miejscem: osiemnasty marca, stadion Lecha, rewanż ćwierćfinału Pucharu Polski.

Minimalizm Lecha. Drugi garnitur “Kolejorza” bez ambicji, ale z awansem

Po 1:5 w Pruszkowie jasne było, że dzisiejszy mecz to tylko formalność. Lech miał przystemplować awans i pozostawało tylko jedno pytanie do rozwiązania: w jakim stylu to zrobi. Znicz, jak można się było spodziewać, postawił w polu karnym autobus i czekał na to, co zrobi Lech. Problem w tym, że drugi garnitur “Kolejorza” zaprezentował się tak, jakby nie chciał opuszczać ławki rezerwowych. Zdawało nam się momentami, jakby swoją dyspozycją mówili “Dobrze nam na ławie, nie trzeba biegać, a i kibice cię nie okrzyczą – w to nam graj!”.

Żartujemy sobie, ale kto dzisiaj mógł do siebie przekonać Skorżę? Sprawić, by miał ból głowy kogo wystawić, a nie z kogo zrezygnować? Szukamy, szukamy i jest bardzo ciężko. Obrońców i defensywnych pomocników niby można pochwalić za to, że Znicz w ofensywie praktycznie nie istniał, ale umówmy się, to żaden wyczyn biorąc pod uwagę klasę i taktykę gości. Z przodu aktywny był Keita, ale to agent chaosu, bo reprezentuje ten rodzaj aktywności, przy którym, owszem, widać gracza często, ale za wiele jest w tym strat, nieudanych dryblingów, miernych strzałów, złych decyzji.

Holman i Kownacki dla odmiany przez większość czasu byli niewidoczni, co szczególnie musi martwić w przypadku tego drugiego, bo kiedy jak kiedy, ale na tle bunkrującego się w szesnastce Znicza gracz o jednak jakiejś ligowej renomie powinien robić różnicę, powinien przynajmniej spróbować tę renomę czymś potwierdzić. Tymczasem “Kownaś” miał jedną sytuację, którą spartaczył, a poza tym kaleczył niemiłosiernie. Koniec końców, pochwalić chce nam się tylko debiutanta, Krystiana Sanockiego. Wyglądał dobrze na tle kolegów, jakby bardziej energicznie, a w końcu przełożył swoją dyspozycję na konkrety i zagrał fantastyczną piłkę do Formelli, który strzelił gola i tym uratował swój słabiutki występ. Asysta Sanockiego miód malina, bardzo fajne powitanie z poważną piłką. Czekamy na więcej.

Lech wykonał zadanie, które stało przed nim formalnie – awansował do półfinału. Nie wykonał natomiast zadania, które postawili przed drużyną kibice, skandujący “więcej ambicji, Kolejorz więcej ambicji”. I jeśli ci ostatni mają szukać pozytywów z dzisiejszej wizyty na Inea Stadion, to chyba znaleźliby je głównie na konferencji prasowej. Przynajmniej Skorża nie zasłaniał się wynikiem, nie zaklinał rzeczywistości, nie brnął w wymówki. Widział to samo co wszyscy: Mimo wszystko spodziewałem się lepszego meczu. Martwi mnie niska liczba sytuacja podbramkowych. Myślałem, że zagramy lepiej w ataku pozycyjnym. Graliśmy za wolno i byliśmy zbyt statyczni.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...