Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

redakcja

Autor:redakcja

17 marca 2015, 09:58 • 4 min czytania 0 komentarzy

W różnych dziwnych miejscach zdarzało mi się pisywać teksty, ale chyba nigdy okoliczności nie były tak oryginalne. No bo właśnie trwa mecz Torino – Lazio, ja siedzę na trybunie prasowej i uzmysławiam sobie, że to jedyny możliwy termin, w którym mogę coś skrobnąć. Potem – nie będzie kiedy. Teraz albo nigdy. Trybuna z lewej melodyjnie podśpiewuje, przede mną biega Klose czy Anderson, a ja zastanawiam się, o czym powinien być tekst numer milion.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Rany, jak można przyjechać na mecz Torino akurat w momencie, gdy Glik siedzi na ławce? Pojechać do Genui i zobaczyć Wszołka na ławce – normalka. Ale Glika? No, trzeba być mną.

* * *

Ostatnio coraz częściej daję się porywać gdybaniu, fantazjowaniu, przewidywaniu przyszłości. Może wynika to z faktu, że teraźniejszość została już w stu procentach opisana i nie za bardzo jest się gdzie wcisnąć. Teraźniejszość to nuda, za to przyszłość nurtuje.

W katowickim Spodku tłumy ludzi, w telewizji wywiad z niejakim „Pashą”, z internetu dowiaduję się, że „Pasha” jest gwiazdą, żyje z tego, że jest dobry w gry komputerowe. Na jakiejś stronie przeczytałem zapowiedź materiału video: „Pasha znalazł chwilę, by z nami porozmawiać”. No, gdyby to była Madonna, to bym zrozumiał, ale o istnieniu „Pashy” do teraz nie miałem zielonego pojęcia. Okazuje się, że o rozmowę z nim trudno i że taka rozmowa to prawdziwy exclusive. Kamera pokazała jak rozdawał autografy i chyba nawet ktoś podekscytowany pisnął.

Reklama

Doskonałej definicji sportu nikt jeszcze nie stworzył. Słownik podpowiada, że to „ćwiczenia i gry mające na celu rozwijanie sprawności fizycznej i dążenie we współzawodnictwie do uzyskania jak najlepszych wyników”. Oczywiście, gdybyśmy się zamknęli w tej formułce, to okazałoby się, że szachy sportem nie są. A przecież są (chyba). Teraz ludzie mówią, że gry komputerowe to też sport i „Pasha” to sportowiec, czołowy. Przyznam, że mam z tym pewny problem. Spędzając w swoim życiu długie godziny przed komputerem, raczej nie miałem świadomości, że jestem sportowcem, chociażby początkującym. Raczej wtedy słyszałem: – Poszedłbyś na boisko, pouprawiał sport, zamiast gapić się w monitor.

Ej, powiedzcie mi – „The Secret of Monkey Island” to też był sport, czy za mało było w tym rywalizacji? Dałoby się przecież sprawdzić, kto tę grę przejdzie najszybciej. A „Diablo”? Hmm. „Tetris”? „Wąż” na komórce?

No więc zewsząd atakują mnie opinię, że można być sportowcem, nie wstając z krzesła i gapiąc się w monitor. Nie można nawet wykluczyć, że kiedyś będzie to sport olimpijski (należałoby tylko ustalić, czy letni, czy zimowy – proponuję zimowy, bo zimowych igrzysk i tak nie lubię). Oczywiście teraz wyrazicie powątpiewanie, macie takie prawo, ale kto z was kiedyś sądził, że za pchanie żelazka po lodzie i szczotkowanie (curling) będą dawali medale i emerytury? Ja się akurat nie spodziewałem.

Spodek pękał w szwach, jak rzadko kiedy. Na trybunach piłkarskich notoryczne problemy z frekwencją, kluby zastanawiają się, co począć, by ktoś w końcu przyszedł chociaż ze dwa razy z rzędu. Tymczasem ludzie tłumnie walą do hali po to, by zobaczyć, jak inni grają na komputerze. To znak czasów. Trzydzieści lat temu 80 procent chłopców grało w piłkę, a 0 procent w gry komputerowe. Dzisiaj 80 procent chłopców gra w gry komputerowe, a w piłkę… Hmm. Dziesięć? Wniosek taki, że konsole wypierają prawdziwą rywalizację, są komputerowi sportowcy, pojawiają się też komputerowi kibice. Za chwilę będzie można być piłkarzem, nie wstając z kanapy, nie pocąc się, nie czując bólu, nie potrafiąc nawet zawiązać butów i nie wiedząc, do czego służy ten okrągły przedmiot pozostawiony przez dziadka na strychu. Będzie jakiś „Pasha” czy inny „Mike” i dzieciaki będą chciały być jak oni – robiący padem takie rzeczy, o jakich nie śniło się Messiemu. W dłuższej perspektywie – tak, tak – może się nawet okazać, że tytuł mistrza świata w grę FIFA56 znaczy więcej niż tytuł mistrza świata wywalczony na zielonym boisku. Teraz każdy z was myśli sobie: „Ale Stanowski dzisiaj pierdoli”, ale nie bagatelizowałbym zagrożenia. Świat gna, my czasami nie nadążamy. Starsze pokolenie nigdy do końca nie zrozumie młodszego. I tak jak ja nie rozumiem, jak można kibicować komuś grającemu na komputerze (o ile nie jest to kumpel lejący jakiegoś irytującego kolesia, w czasie gdy samemu oczekujesz na swoją kolej), tak inni nie rozumieją, jak w ogóle można kwestionować, że gry to sport.

Tu nikt nigdy nikogo nie przekona. Po prostu opinia liczniejszych będzie górą. Rozejrzyjcie się po dzieciakach z konsolami i zastanówcie się, która grupa będzie tą liczniejszą. Efekt skali zadziała w ten sposób, że nagle umieć świetnie grać na komputerze – to będzie prestiż. A gra na boisku pozostanie ciekawostką. Naprawdę niemożliwe?

Brr.

Reklama

Na Janowicza grającego w tenisa w Płocku nie przyszedł prawie nikt, a na „Pashę” w Katowicach dziesiątki tysięcy. To się naprawdę dzieje, to postępuje. Każdego dnia. Któregoś popołudnia syn powie…

– Tato, podjąłem decyzję. Będę sportowcem.
– To świetnie. Jaki sport wybrałeś?
– Counter Strike’a.

Najnowsze

1 liga

Dawid Szwarga będzie trenerem Arki Gdynia! „Czuję, że to właściwy moment”

Przemysław Michalak
15
Dawid Szwarga będzie trenerem Arki Gdynia! „Czuję, że to właściwy moment”
Ekstraklasa

Jacek Zieliński: To nie jest dobry bilans. Brakuje nam punktów w lidze

Patryk Stec
4
Jacek Zieliński: To nie jest dobry bilans. Brakuje nam punktów w lidze

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...