Od dziś, kiedy usłyszycie pytanie o największego wygranego zimy, śmiało możecie wskazywać również Arkę Gdynia. A wszystko dlatego, że podopieczni Grzegorza Nicińskiego wystartowali z mocnego kopa – na dzień dobry 4:0 z GKS-em Tychy, a dziś 4:1 ze Stomilem Olsztyn. Ktoś, kto nie zna sytuacji w tabeli, mógłby pomyśleć, że w Gdyni chcą bić się o awans.
Czesław Michniewicz w pewnym momencie stworzył na wzór niemieckiego Schalke nowy twór: Arka 40 Gdynia. Żeby faktycznie ten twór mógł wejść w życie brakowało niewiele, bo i gdynianie w pewnym momencie prowadzili różnicą czterech goli, i wyglądali naprawdę dobrze.
Aż sami pytaliśmy siebie, co w tym meczu zdziwiło nas bardziej. To, że gola w stylu Cristiano Ronaldo zdobył Michał Renusz (na zdjęciu) czy też to, że głównym motorem napędowym był Paweł Abbott? Ten drugi rozprowadzał piłkę i rozgrywał, zaliczając świetną asystę przy otwierającej bramce Michała Nalepy, a pierwszy stanął w przerwie przed kamerami: – Na treningach wychodziły mi takie strzały bardzo często. Wiedziałem, że prędzej czy później taka bramka wpadnie też w meczu.
A to była naprawdę piękna bramka po naprawdę kapitalnym uderzeniu. Aż dziw, że takie dzieło wyszło spod nogi Renusza. Gdyby gość nie miał 27 lat i nie odbił się już od Ekstraklasy, ktoś mógłby zasugerować, że właśnie tam jest jego miejsce.
Co do Ekstraklasy, to tam błyszczeć mają też w przyszłości Jagiełło (on miał?), Tomasiewicz i Rzuchowski. Teraz każdy z nich jest w Arce – głównie po to, żeby trochę na zapleczu się ograć, złapać formę i wzmocnić. Efekt? Dziś na boisku przez niespełna pół godziny oglądaliśmy tylko tego ostatniego, przed tygodniem był chociaż w pierwszym składzie i w przerwie zszedł. Z kolei Jagiełło z Tomasiewiczem pozostają w tym roku bez minuty w pierwszej lidze, zostają im rezerwy o dwa poziomy niżej. W minioną niedzielę dostali tam 90 minut i przyjęli 1:4 z Raselem Dygowo.
– Musimy zagrać mądrze, odważnie i skutecznie – mówił przed tym meczem trener Niciński. I tak też jego Arka zagrała: bez głupich błędów w tyłach, bez strachu i alibi, no i z niezłą skutecznością. Ha, gospodarze tych sytuacji mogli wykorzystać nawet więcej (gwoli ścisłości: sam Stomil aż tak słaby też nie był), ale trudno o cokolwiek się czepiać. Arka w dwóch meczach strzeliła osiem goli, zdobyła sześć punktów i przy trochę lepszej jesieni mogłaby włączyć się do gry o Ekstraklasę. Dwanaście „oczek” – nawet w perspektywie kolejnych trzynastu kolejek – to jednak zbyt duża strata.
Fot.FotoPyk